piątek, 9 czerwca 2017

Orkiszowy chleb bez zagniatania i "Ironia losu"

Chleby drożdżowe piekę rzadko, gdy nie ma czasu na przygotowanie chleba na zakwasie. Tak też zdarzyło się jakiś czas temu. Wciąż zafascynowana postacią i osiągnięciami św. Hildegardy z Bingen  użyłam mąki orkiszowej, której nie może teraz zabraknąć w mojej kuchni.




Składniki:



20 g świeżych drożdży
45 g zimnego mleka
10 g gorącej wody
łyżeczka miodu
200 g  pełnoziarnistej mąki orkiszowej
300 g jasnej mąki orkiszowej (typ 630)
8 g soli
50 g ziaren słonecznika
220 g wody
łyżka oliwy

  1. Do mleka z gorącą wodą dodać drożdże i miód. Wymieszać i zostawić do ruszenia drożdży. 
  2. W misce wymieszać mąki z solą i ziarnami słonecznika.
  3. Do suchych składników dodać wyrośnięte drożdże i stopniowo wodę. Całość wymieszać drewnianą łyżką do połączenia się składników.
  4. Polać ciasto oliwą i wymieszać, by powierzchnia była szklista.
  5. Przykryć ciasto wilgotną ściereczką i pozostawić na godzinę - półtorej (zależnie od pogody) do wyrośnięcia w ciepłym miejscu.
  6. Formę wyłożyć papierem do pieczenia lub oprószyć mąką.
  7. Wyłożyć ciasto do formy nadając mu pożądany kształt. Oprószyć mąką.
  8. Odstawić jeszcze raz ciasto do wyrośnięcia. O tej porze roku wystarczy kwadrans.
  9. Nagrzać piekarnik do temperatury 220°.
  10. Wstawić ciasto do piekarnika. Po 5 minutach zmniejszyć temperaturę do 190° C i piec 30 minut.
  11. Po upieczeniu ciasto posmarować z wierzchu wodą i włożyć do wyłączonego piekarnika z uchylonymi drzwiczkami na ok. kwadrans.



Będąc pod wrażeniem "Ostatniego dnia roku" Katarzyny Misiołek, sięgnęłam po kolejną książkę autorki - "Ironię losu". To zdecydowanie inna w fabule pozycja, ale ta sama nostalgia, wyrzucanie sobie błędów i zastanawianie się, co dalej.

Ponad 40-letnia Marzena wiedzie na pozór ustabilizowane życie - ten sam czuły i odpowiedzialny mąż-pediatra (Hubert) od 16 lat, dom z ogródkiem, własny samochód, brak dzieci (poza dorosłym synem Huberta z pierwszego małżeństwa), dobra praca, akceptacja, a nawet przyjaźń ze strony rodziny męża.
A tymczasem od 8 miesięcy Marzena uwikłana jest w gorący romans z młodszym od siebie o 8 lat Jackiem. Kobieta uważa, że ma kontrolę nad tym związkiem, ale gdy tylko mąż ma dyżur w szpitalu, wsiada w samochód i jedzie do kochanka lub umawia się z nim gdzieś, gdzie nie spodziewa się zobaczyć kogoś znajomego. Pozwala mu, choć za każdym razem robi scenę, nawet na kręcenie się w okolicy, dzwonienie i wysyłanie sms-ów o dowolnej porze.
Kobieta trzyma romans w tajemnicy przed wszystkimi. To powoduje, że chroni siebie, wymyślając kolejne kłamstwa, które przychodzą jej coraz łatwiej. W pewnym momencie wyjawia swój sekret nowej przyjaciółce mającej za sobą kilka nieudanych związków. Ta radzi jej zerwanie tego związku bez przyszłości bazującego jedynie na pożądaniu i wzajemnej fascynacji.

Przyznaję, że bohaterka od początku do końca nie budziła mojej sympatii. Podejrzewam, że podobnych do Marzeny kobiet jest wiele. Nie rozumiem ich. Zostałam wychowana w duchu, jeśli się powiedziało "a", to należy powiedzieć "b". Jeśli złożyłam komuś przysięgę, to jej dotrzymuję. A jeśli z jakichś powodów to trudne, to należy o tym rozmawiać, by przez czyjś egoizm i braku kontroli nad sobą i swoim życiem nie cierpieli inni. Marzena jest dla mnie niewiarygodnie słabą kobietą, skoncentrowaną na sobie i swoich potrzebach. Sobie pozwala na wiele, nie ma zahamowań. Innych ocenia bardzo surowo. To klasyczny przykład człowieka widzącego igłę w oku innego, a niedostrzegającego belki w swoim.
Winą obarcza innych. Musi dojść do tragedii, by powoli zaczęła docierać do niej myśl (wypowiedziana wcześniej na głos przez innych, bo w swym egocentryzmie nie jest w stanie tego dostrzec), że to przez nią.
Zastanawia mnie jeszcze ten brak szacunku do siebie - on dzwoni i proponuje lub żąda (!) spotkania, a ona robi wszystko, by temu sprostać. On nią pogardza, ona na to się zgadza, a gdy długo się nie widzą, jedzie pod jego blok, by choć przez chwilę przynajmniej popatrzeć w jego okna. Jak można dopuścić do tego, by stracić szacunek do siebie? To nie jest sytuacja, w której mężczyzna jest agresywny do kobiety i ją upadla, przez co kobieta się boi i jego, i powiedzenia o tym innym. To romans, który w każdym momencie można zerwać. A jeśli pociągnie się go dłużej i mężczyzna wyczuje słabość kobiety, wcześniej czy później dojdzie do szantażowania. A można było wycofać się wcześniej... Tymczasem kobieta żyjąca w szczęśliwym związku, otoczona życzliwością i miłością, szuka nowych wrażeń i doznań, bo mąż nie wydaje się tak romantyczny jak kochanek i jest zbyt uporządkowany (ale gdy rzuca propozycję wyjazdu, kobieta to odrzuca i nie docenia).
Nawet, gdy dochodzi do tragedii, Marzena wciąż nie przyjmuje do wiadomości, że  to przez nią. Obwinia wtedy innych. Zrzuca odpowiedzialność na kochanka.

Jak widać książka wzburzyła moje emocje. Nie sposób jednak przeczytać jej spokojnie.

We dwoje
dowolny



2 komentarze:

  1. Muszę kiedyś wypróbować przepis na chlebek, a książkę mam na liście do przeczytania. Twoja recenzja i to, że wywołuje emocje jeszcze bardziej mnie zachęciły.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepis na chleb polecam. Książkę trochę mniej.

      Usuń

Chętnie poznam Twoje zdanie na temat tego wpisu lub przepisu. Zostawisz kilka słów w komentarzu?
Dziękuję, również za lajki na fb oraz serduszka na Instagramie :-)
Komentarze z lokowaniem produktów nie będą publikowane.