Strony

poniedziałek, 8 lutego 2016

"Ucieczka z Sobiboru" - recenzja

Dziś bez przepisu, bo nic nowego nie udało mi się zrobić. W weekend obsługiwała mnie Rodzinka, a ja oddałam się grze w Scrabble z chłopakami. Poza tym towarzystwo przepisu kulinarnego byłoby nie na miejscu w połączeniu z recenzją takiej książki. Dodam jedynie, że miałam ją na półce od jakiegoś czasu i nawet zaczęłam czytać w ubiegłym roku, ale zaraz potem miałam tak przerażający sen, że zarzuciłam lekturę. Po wsadzeniu mojej nogi w gips uznałam, że przed użalaniem się nad sobą ustrzeże mnie mocna lektura. I tak się stało.


"Ucieczka z Sobiboru" Tomasza Toiviego Blatta, polskiego Żyda urodzonego w Izbicy (woj. lubelskie, powiat krasnostawski), to wstrząsająca lektura nie dla każdego, choć każdy powinien mieć świadomość tego, co hitlerowcy wyczyniali na terenie Polski w czasie II wojny światowej.
Przyznaję, że o obozie zagłady w Sobiborze dowiedziałam się dopiero wówczas, gdy w Polsce wydano tę książkę. Wcześniej wiedziałam o Majdanku, Auschwitz-Birkenau, Treblince i Płaszowie.
Książka jest rodzajem autobiografii. Poznajemy w niej kilkunastoletniego Toiviego Blatta mieszkającego z rodzicami w małej polskiej osadzie i mającego przyjaciół i znajomych wśród tamtejszych Polaków i Żydów. W wielu sytuacjach wykorzystał swoją niejednoznaczną urodę, która ratowała mu życie. Ale poza tym dopisywało mu szczęście. Ojciec powiedział mu nawet, że będzie długo żył, gdyż za życia został uznany za zmarłego (rodzina taką urzędową informację otrzymała, gdy Toivi próbował się ratować ucieczką z getta na Węgry i zostało mu to udaremnione pod Lwowem) i zdarzały się chwile, gdy to zdanie dawało mu nadzieję.
W 1943 r. cała rodzina Blattów została załadowana do wagonu i wywieziona do obozu zagłady Żydów w Sobiborze. Autor przeżył obóz dzięki gotowości do pracy na terenie obozu. Tego szczęścia nie miała jego rodzina, która zginęła w komorze gazowej.
Autor opisuje układ obozu, role poszczególnych jego części i życie tych, którzy nie zginęli w komorach gazowych zaraz po przywiezieniu. Można dowiedzieć się, jaką dezinformację stosowali niemieccy naziści w Holandii, skąd przybywało wiele tys. Żydów.
Tomaszowi Blattowi udało się uciec z Sobiboru w czasie powstania, które miało miejsce na terenie obozu 14 października 1943 r. Myliłby się jednak ktoś, kto uważałby, że to koniec jego koszmaru. Ale tej części książki opisywać nie będę, żeby dać Wam możliwość przekonania się, co było dalej. Dodam tylko, że nie każdy okazuje się współczującym człowiekiem, chętnie niosącym pomoc obcym ludziom. Z mocy pieniądza zdajemy sobie sprawę w polskiej rzeczywistości i smutno, że to się nie zmienia od czasu wojny. Nie nam oceniać - nie wiadomo, jak zachowalibyśmy się w tamtej sytuacji, gdy jakikolwiek rodzaj pomocy grozi śmiercią nas i naszych rodzin i gdy nie wiadomo, komu można ufać.
Książka jest opisem tamtych wydarzeń i emocji, które towarzyszyły wtedy Autorowi. Ja jednak nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że Autorowi łatwo oceniać innych, szczególnie Polaków, a samemu nie zwracać uwagi na swój brak empatii i wybielanie się w - dla mnie - niejednoznacznych sytuacjach. Nie doczytałam nic, co wskazywałoby na jakieś wewnętrzne rozterki, to było stwierdzanie faktu - dobrze zrobiłem.
Poza samą "Ucieczką z Sobiboru" w książce można przeczytać wywiad Autora z jednym z oprawców po kilkudziesięciu latach od tamtych wydarzeń. Poza tym Tomasz Blatt dołączył informację, jak wymiar sprawiedliwości rozliczył nazistów z tamtych tragedii i zabójstwa setek tysięcy ludzi. Dla mnie to nieprawdopodobne i smutne, że prawdziwe. Czy wypełnianie rozkazów jest wystarczającym usprawiedliwieniem?


Książka nie ma nic wspólnego (no może poza samą ucieczką) z filmem o tym samym tytule nakręconym przez Brytyjczyków i Jugosłowian w 1987 r.


PS
Od dziś nie mam gipsu :):):):) Ale czytanie kontynuuję :)

Gra w kolory

http://www.dzosefinn.blogspot.com/2015/12/01-z-poki-wyzwanie-czytelniczne-na-2016.html


4 komentarze:

  1. Bylam kiedys na spotkaniu z Hanna Schygulla. Opowiadala o filmie PO-LIN. Cale spotkanie przeplakalam. Tak mi sie to teraz przypomnialo. Nie moge czytac takich ksiazek. Mimo to dziekuje za recenzje :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze w ubiegłym roku myślałam podobnie jak Ty - że nie przeczytam. Ale po wypadku próbowałam się podnieść z dołka psychicznego, uświadamiając sobie, że inni mają gorzej i funkcjonują. Punkt widzenia zupełnie zmienił podejście do tej lektury.

      Usuń
  2. Pewnie masz racje, za bardzo koncentruje sie na sobie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To niekoniecznie koncentracja na sobie. Ta książka jest naprawdę poruszająca. I doskonale rozumiem, że nie każdy by chciał ją czytać.

      Usuń

Chętnie poznam Twoje zdanie na temat tego wpisu lub przepisu. Zostawisz kilka słów w komentarzu?
Dziękuję, również za lajki na fb oraz serduszka na Instagramie :-)
Komentarze z lokowaniem produktów nie będą publikowane.