Od wczoraj znów cieszymy się słoneczną pogodą :) A ja, odkąd udało mi się to tego roku na Wileńszczyźnie, dodatkowo wypatruję różnych zjawisk optycznych. A jest na co popatrzeć, nawet jeśli to mają być tylko chmury, które o tej porze roku wyglądają niezwykle malowniczo.
Wczoraj spóźniłam się na autobus, więc poczekałam cierpliwie na przystanku i te 20 minut cierpliwości zostały mi wynagrodzone subtelnym halo słonecznym, które było widoczne przez ponad 3 godziny na warszawskiej Pradze Południe. Mogłam je podziwiać również z balkonu po powrocie do mieszkania :)
Najpierw zobaczyłam delikatne prawe słońce poboczne (mała plamka w kolorach tęczy po prawej stronie zdjęcia):
Prawe słońce poboczne - mała plamka w kolorach tęczy po prawej stronie zdjęcia nad antenami na budynku; 13 X 2016 skrzyżowanie ul. Ostrobramskiej z ul. Zamieniecką w Warszawie |
Nauczona doświadczeniem wiedziałam, że za chwilę przy wczorajszym układzie chmur powinnam się spodziewać powstania halo. I było! :) Słońce schowało się za drzewo, więc mogłam wpatrywać się w nie do woli. Bo musicie pamiętać, że na Słońce nie patrzymy bez specjalnych filtrów!
Subtelne halo słoneczne - łuk wokół Słońca schowanego za drzewem; 13 X 2016 Warszawa |
Po powrocie do domu po lewej stronie Słońca widać było wyraźny kolorowy łuk 22-stopniowego halo słonecznego.
Fragment halo słonecznego z lewym słońcem pobocznym; 13 X 2016 Warszawa |
Schowane za blok Słońce umożliwiło dostrzec halo wokół rogu budynku.
Na górze halo na tle chmur można było zobaczyć łuk styczny (kolorowa rozmyta plama pośrodku zdjęcia):
Łuk styczny (kolorowa plama na tle chmur); 13 X 2016 Warszawa |
Dziś też wypatrywałam halo i słońc pobocznych, ale szczęścia nie miałam :( Zobaczyłam jednak piękny zachód Słońca.
Wpatrywanie się w Słońce nie służy czytaniu, więc dbajcie o odpowiednią osłonę oczu.
Jestem po lekturze "Linii serc" Rainbow Rowell.
Bohaterką jest scenarzystka komediowa Gergie McCool. Wydaje się, że ma ustabilizowane życie - praca, którą lubi, mąż (Neal), dwie córeczki (Alice i Noomi), dom w Los Angeles. Tymczasem, na kilka dni przed Bożym Narodzeniem, Georgie otrzymuje propozycję na serial swojego życia. I wybiera pracę nad nim zamiast spędzenia Świąt z rodziną u matki męża w Nebrasce. Zostaje w LA, gdzie wspólnie z przystojnym wieloletnim przyjacielem (Seth) mają pracować nad scenariuszem. Nie chcąc wracać do pustego domu, kobieta po pracy jeździ do swojej matki mieszkającej z kolejnym partnerem i siostrą Georgie. Ma problem ze skontaktowaniem się z Nealem za pomocą telefonu komórkowego, który wciąż jest rozładowany. W swoim dawnym pokoju odkrywa zapomniany żółty telefon, przez który prowadzi z mężem "oczyszczające" rozmowy.
Książka potwierdza, że życie nie może toczyć się jedynie wokół pracy, a za udany związek nie może odpowiadać tylko jedna osoba.
To miała być najlepsza historia miłosna od czasu wynalezienia telefonu, o czym informuje nas napis na dole okładki. Mnie ani autorka, ani główna bohaterka nie przekonały. Książka była przewidywalna od samego początku, chwilami nudnawa. Zakończenie rzewliwe i oklepane :(
globtroter |
X, XI, XII |
No popatrz a ja nigdy nie zwróciłam uwagi na halo słoneczne :)
OdpowiedzUsuńO książce nie słyszałam... skąd Ty wyciągasz wiele tajemniczych lektur? :D
O halo czytałam wiele lat temu i zdjęcia tego zjawiska mnie niezwykle urzekły. Dopiero w tym roku udało mi się zauważyć, bo nareszcie wiem, gdzie szukać :)
UsuńA książki jakoś tak same wpadają mi w ręce ;) - część z jakiegoś powodu w księgarniach stacjonarnych, część w sklepach z ebookami, a czasem sąsiadka pożycza.
Też jestem pod wrażeniem Twoich lektur, bo nie czytasz tego co wszyscy :) Nawet jeśli książka ostatecznie okazuje się nieciekawa to fajnie, że zwracasz na nią naszą uwagę i... czasami po prostu ostrzegasz przed chłamem, a innym razem chwalisz coś co zostało zapomniane przez świat i nagle ożyło za Twoim pośrednictwem :)
OdpowiedzUsuńNa okładce ja widzę raczej koc,nie kaptury, ale to oczywiście też się wpisuje w jesienną tematykę :)
Magdo, bardzo Ci dziękuję za komentarz :) Ja mam już swoje lata i przeczytałam w życiu dużo. Pogoń za tym, co modne i co jest na topie mi minęła. Teraz już nawet nie sięgam po wszystkie książki nagrodzone Nagrodą Nike czy Pulitzerem... Książka musi mieć coś, co mnie zaintryguje w okładce, tytule, nazwisku autora lub jego narodowości, bym po nią sięgnęła. Od czasu lektury "Drwala" Witkowskiego nie czytam już notatek na tylnej okładce (ładnie napisana i niemająca nic wspólnego z zawartością; wnioskuję, że autor tej notki nie przeczytał nawet połowy książki).
UsuńTe kaptury to chyba pod wpływem książki wtedy widziałam, bo po Twoim komentarzu też już widzę koc ;) Ach ta siła perswazji i wyobraźnia polekturowa ;)