Pad Thai to klasyka kuchni tajskiej. Pewnie ile kucharek, tyle odmian tego aromatycznego i smacznego dania. Niektórych może zdziwić, że przepis publikuję w maju, ale mamy taką pogodę, że człowiek z przyjemnością rozgrzewa się jedzonkiem, herbatą z imbirem i siedzeniem przy włączonym kaloryferze. Korzystam z urlopu i doprowadzam do ładu swój ogródek, a potem dożywiam się szybkim, choć trochę pracochłonnym, gorącym, apetycznym i naprawdę rozgrzewającym Pad Thai.
Składniki (na 2 porcje):
Sos Pad Thai
4 łyżki sosu sojowego ciemnego
łyżka octu ryżowego
łyżka słodkiego sosu chili
2 cm startego imbiru
3 ząbki czosnku
ewentualnie mąka z tapioki, manioku lub ryżowa do zagęszczenia
- Wszystkie płynne składniki umieścić w garnku, zetrzeć do nich czosnek i imbir, a następnie gotować na małym ogniu ok. 10 minut.
- Ewentualnie zagęścić sos mąką z tapioki lub ryżową.
Pad Thai
50 g makaronu ryżowego
10 krewetek
mała pojedyncza pierś z kurczaka
2 jajka
dymka
2 łyżki słonecznika
sos do Pad Thai
kolendra
garść świeżych kiełków fasoli mung (pominęłam tym razem, bo użyłam makaronu z tej fasoli)
olej do smażenia
sól
pieprz
- Krewetki i pierś kurczaka oczyścić.
- Kurczaka pokroić na małe kawałki. Oprószyć solą i pieprzem. Polać łyżką oleju.
- Na suchej patelni uprażyć nasiona słonecznika. Przesypać je do miseczki.
- Jaja roztrzepać widelcem i na niewielkiej ilości oleju usmażyć omlet na sposób francuski, zgarniając ścięte jajka do środka łopatką i przelewając w puste miejsce nieścięte jajka; po usmażeniu zwinąć w rulon. Przełożyć omlet na deskę.
- Na patelnię przełożyć kawałki kurczaka i krewetki. Obsmażyć.
- Makaron namoczyć we wrzątku zgodnie z instrukcją.
- Dymkę pokroić na drobno.
- Do kurczaka i krewetek wrzucić makaron, pokrojony omlet i kiełki fasoli mung oraz sos do Pad Thai. Wymieszać i podgrzewać, aż całość będzie gorąca.
- Danie przełożyć na talerze i posypać ziarnami słonecznika, pokrojoną dymką oraz porwaną w palcach natką kolendry.
Widząc na różnych czytelniczych blogach zapowiedzi kolejnych książek Liliany Fabisińskiej postanowiłam sięgnąć po jedną z jej pozycji. Wybór padł na "Córeczkę". I już wiem, że na jednej książce autorki się nie skończy 😊
Agata jest szczęśliwą żoną Marcina i kochającą matką 6-letniego Filipa, a przy okazji specjalistką od wychowania dzieci i rozwiązywania problemów rodzinnych, terapeutką, wykładowcą akademickim, ekspertem zapraszanym do radia i telewizji.
Na kilka dni przed Bożym Narodzeniem postanawia spełnić obietnicę daną synkowi i upiec z nim pierniczki. I wtedy w progu jej domu staje dziewczyna, której 8 lat temu Agata też coś obiecała... Dziewczynka ubierana wówczas we wszystko, co ma kropki, zyskała imię Kropeczki. Dziś jako nastolatka każe mówić do siebie Zuza i wygląda znacznie mniej sympatycznie. Ale przede wszystkim budzi wspomnienia gorącego romansu rozpoczętego od... zakupów na popularnej platformie transakcyjnej.
Przy kolejnym najściu szczęśliwej rodziny przez Zuzę okazuje się, że dawny romans może mieć swoje konsekwencje w teraźniejszości lub przyszłości. Agata, chcąc oszczędzić przykrych emocji mężowi i synkowi, utrzymuje to w tajemnicy i w samotności gryzie się z problemem. Jak się można domyślać, rzutuje to na atmosferę w domu i wywołuje dziwne - z punktu widzenia Marcina - zachowania Agaty. Ale mężczyzna postanawia jej zaufać i zgadza się poczekać do walentynek na wyjawienie tajemnicy.
"Córeczka" to nie tylko historia pewnej rodziny i dawnego romansu. Książka ma głębsze dno i przesłanie. Autorka w swym zamiarze ostrzeżenia ludzi, że HIV i AIDS to problem nie tylko gejów i narkomanów, co tkwi w świadomości Polaków, chyba osiągnęła cel. Mnie w każdym razie przekonała. Wijąc sobie bezpieczne gniazdko, zapominamy o "grzechach młodości". Mało tego - nieświadome jest również środowisko lekarskie. Wydaje się nam zwykle, że to problem daleki od nas, że dotyczy innych i raczej ludzi młodych. A tymczasem zakażone wirusem mogą być osoby powyżej 50 lat.
Książka napisana jest ładnym, choć prostym językiem. Autorka nie od razu nakreśla sekret Agaty i Zuzy, ciekawie buduje napięcie, które czasem sprawia, że ma się wrażenie, że czyta się thriller, a nie powieść kobiecą. Mnie się podobało i zachęcam do lektury "Córeczki" Liliany Fabisińskiej.
żyje/nie żyje/nie dotkniesz |
Bardzo lubię! Nawet niedawno robiłam. To danie pasuje o każdej porze roku!
OdpowiedzUsuńNie dziwię się - mam wrażenie, że w tajskich potrawach każdy znajdzie coś dla siebie :) Mnie na lato pikantne potrawy jakoś mniej pasują, ale w tak chłodną wiosnę jak w tym roku są w sam raz :)
UsuńCieszę się, że zaczęłaś przygodę z książkami p. Liliany, bo są cudne! :) Ja też zaczynałam od "Córeczki" i aktualnie mam przeczytane 5, bo doszłam do takiego wniosku co Ty... :)
OdpowiedzUsuńPotem czytałam Śnieżynki a później trylogię - polecam.
Na pewno przeczytam przynajmniej jeszcze jedną, żeby poznać lepiej pióro Autorki. Coś czuję, że będzie tak jak z K. Michalak i P. Coelho - czytam prawie wszystko, co piszą.
Usuń"Trylogię"? Muszę sprawdzić u Ciebie, co wchodzi w jej skład.
trylogia, czyli seria Jak pies z kotem - zajrzyj do zakładki Wielotomówka u mnie :)
UsuńZaglądałam przedwczoraj, ale chyba źle szukałam, bo nie znalazłam. Niemniej tę trylogię już mam, choć nie wiedziałam, że jest tak zatytułowana :)
Usuń