Dzisiejsza zupa jest dowodem na to, że upodobania w kwestii smaku i tekstury się zmieniają. W rodzinnym domu większość zup była gotowana na mięsie, doprawiana i zagęszczana śmietaną. Dodatku mięsnego nie lubię do dziś, ale przez długie lata nie wyobrażałam sobie zupy bez śmietany. Zup w postaci papek nie znosiłam, a ostatnio odkrywam je na nowo i chętnie wyciągam blender, by wszystko zmiksować i uzyskać jednolity kolor. Ten sposób podania powoduje, że nie trzeba używać śmietany. Zupa jest zatem zdrowsza, a w przypadku pieczarkowej śmietana nie zabija smaku grzybów. Zupę najlepiej jest przygotować wieczorem, a następnego dnia zmiksować, zagotować i podawać.
Składniki (na 3 porcje):
0,7 l wody
2 ziemniaki
2 marchewki
pietruszka
kawałek selera
ok. 8 cm pora
chili (u mnie suszone)
liść laurowy
ok. 200 g pieczarek
łyżka oleju do smażenia
sól
pieprz czarny
2 małe kromki czerstwego chleba
2 łyżki oleju do smażenia
- Do garnka wrzucić obrane i pokrojone (poza porem i suszonym chili) na wygodne do mieszania kawałki. Wszystko zalać wodą i wrzucić liść laurowy.
- Warzywa zagotować, a potem gotować do miękkości na palniku o małej mocy.
- Pieczarki pokroić na kawałki i obsmażyć na rozgrzanym oleju.
- Grzyby przełożyć do garnka z warzywami. Część zostawić do dekoracji.
- Zupę zagotować, wyłączyć palnik. Doprawić do smaku solą i pieprzem. Przykryć.
- Na patelni po smażeniu pieczarek obsmażyć z różnych stron chleb pokrojony w kostkę.
- Z zupy wyjąć pietruszkę, jedną marchewkę (można użyć do zrobienia sałatki jarzynowej), liść laurowy i pora. Resztę zmiksować na jednolitą masę.
- Do kremu wrzucić z powrotem liść laurowy i całość zagotować.
- Zupę podawać z grzankami i pojedynczymi kawałkami pieczarek.
"Sukienkę z mgieł" Joanny M. Chmielewskiej przeczytałam z czystej ciekawości i jakby dla porównania, którego nie sposób uniknąć, gdy na polskim rynku pojawia się to samo nazwisko, które niegdyś zajmowało sporo półek w księgarniach (mowa tu o Joannie Chmielewskiej, zmarłej w 2014 r. autorce powieści wszelakich).
Główną bohaterką książki jest Weronika, córka lekarzy. Od dzieciństwa w jej rodzinnym domu przewijało się wiele kotów, które Weronikę wychowały i spędzały z nią czas, bo rodzice zajęci byli bardziej karierą zawodową i kolejnymi przypadkami. Dziś uznalibyśmy, że dom nie zapewnił dziewczynce ukształtowania umiejętności społecznych. Koty i kontakt z przyrodą wpłynęły natomiast na wielką wrażliwość dziecka, a potem dorosłej kobiety.
Mimo trudnego dla psychiki dziecka dzieciństwa dziewczynka wyrosła na samodzielną kobietę. Zobaczyła sporo świata, w podróżach skupiając się na herbacie i kawie, dzięki czemu mogła spełnić swoje marzenie i otworzyć kawiarnię Piwnicę Pod Liliowym Kapeluszem.
Kawiarnia ma swój czar i urok kameralnych lokali o przyjaznym i ciepłym wystroju, na który wpływ mają odwiedzający. Weronika ma swoich wiernych klientów i oddanych pomocników. Odwiedzającym Piwnicę często serwuje napoje i desery, na które oni zdecydować się nie mogą i zdają się na zdanie i intuicję właścicielki.
Pewnego dnia w kawiarence pojawia się zabiedzona Anastazja, którą Weronika częstuje swoją ulubioną herbatą.
Od tej pory losy obu kobiet przeplatają się w książce.
Mimo zupełnie różnych statusów społecznych obie kobiety łączy swego rodzaju samotność i wychowanie przez rodziców, którzy mało zainteresowania poświęcali swoim córkom. Obie w pewnym momencie swojego życia podejmują decyzję, że ich przyszłość będzie wyglądać inaczej.
Dotychczasowe relacje z rodzicami i zasłyszane niegdyś zdanie o przerwanej karierze powodują, że Weronika ma lepszy kontakt z ciotką i to jej namowom ulega, gdy zaczyna mieć kłopot ze zdrowiem. Rodziców nie informuje o badaniach, konieczności hospitalizacji, zażywaniu leków. Musi minąć sporo czasu, by doszło do przełomu w relacjach Weroniki z matką...
Książka mnie zaskoczyła. Myślałam, że długi wstęp o dzieciństwie Weroniki, doprowadzi do wartkiej akcji. Tymczasem "Sukienka z mgieł" jest typową literaturą kobiecą o ludzkiej wrażliwości i empatii, rodzinnych relacjach, naprawianiu związków i ważnych życiowych decyzjach związanych ze sposobem życia, a karierami. To również nostalgiczna, przepojona ogromnym smutkiem, ale i optymistyczna książka o tym, że czasem z pozoru nic nieznaczące przypadki czy zdarzenia mogą spowodować w naszym życiu diametralne zmiany.
Choć zakończeniem książki jestem zawiedziona (dopiero tutaj czytelniczka dowiaduje się, dlaczego autorka wybrała taki tytuł), to myślę, że sięgnę po kolejne książki Joanny Marii Chmielewskiej. Może zacznę od "Poduszki w różowe słonie", której kontynuacją jest "Sukienka z mgieł".
Mega finał! |
ubranie |
Uwielbiamy taką zupę, co prawda blenduję w dniu gotowania, muszę spróbować na drugi dzień i z liściem laurowym. Co do książki mam mieszane uczucia, pierwszy raz słyszę o tej autorce.
OdpowiedzUsuńLenko, zazwyczaj zupy przygotowuję dzień przed podawaniem. Po pierwsze po to, by się przegryzły, a po drugie - gotuję późnym wieczorem po pracy, by mieć na następny dzień gorący posiłek. Miksowanie zimnej zupy wynika z dbania o ostrze blendera i nie przeszkadzania sąsiadom po 22-giej.
Usuń