Strony

wtorek, 10 lipca 2018

Likier z czarnych porzeczek (cassis) oraz "Julia i jej córki"

Czarne porzeczki są właśnie u szczytu swojej dojrzałości, więc wspaniale nadają się na przetwory, w tym na wino i inne alkohole na ich bazie. Cassis jest jednym z nich. We Francji jest on znacznie słodszy i gęstszy od tego, który proponuję niżej, ale też Francuzi pijają go jako dodatek w różnych drinkach i koktajlach. A ja mam swój likier na babskie wieczory i kiepskie dni dla tak zwanej zdrowotności, więc nie może być zbyt słodki. Jak większość alkoholi na bazie owoców, cassis powinien się dobrze przemacerować, zatem najlepiej smakuje po roku od przygotowania. Czas gra tu istotną rolę.




Składniki (na ok. 3 litry likieru):

1,5 kg czarnych porzeczek
1,5 litra spirytusu
90 dag cukru
3 szklanki wody

  1. Porzeczki wrzucić do słoja (3 l) i zalać spirytusem. Odstawić w ciemne miejsce na 7-10 dni.
  2. Zlać nalew do innego słoja, a do porzeczek dodać cukier.
  3. Słój z porzeczkami i cukrem ustawić w ciepłym miejscu (ja wynoszę przed ganek) i mieszać codziennie, by cukier się rozpuścił.
  4. Gdy cukru nie będzie już widać w słoju, odcedzić porzeczki z syropu.
  5. Porzeczki przelać jeszcze wodą. Porzeczki można włożyć do słoików i używać potem do ciast albo do przepysznego chleba z porzeczkami.
  6. Pierwszy nalew, syrop i wodę z płukania porzeczek połączyć ze sobą, wlewając do 3-litrowego słoja. Szczelnie zamknąć i odstawić w chłodne i ciemne miejsce na przynajmniej miesiąc (zwykle odstawiam na prawie cały rok).
  7. Likier przelać do butelek. Odstawić w ciemne miejsce.



Jeśli masz ciekawe przepisy na przetwory i chcesz się nimi podzielić, zapraszam do udziału w kolejnej edycji akcji kulinarnej "Róbmy przetwory!". Szczegóły po kliknięciu na baner niżej.

https://weekendywdomuiogrodzie.blogspot.com/2018/07/robmy-przetwory-5-zaproszenie-do-udziau.html
Zapraszam :)




Czytając "Julię i jej córki" Colleen Faulkner, pozostaję w tematyce śmierci w rodzinie.

Mija 47 dni od tragedii w rodzinie Maxtonów. 42-letnia Julia nie potrafi się otrząsnąć po tragicznej śmierci swojej córki Caitlin. Całe dnie spędza w łóżku i zalewa się łzami. Jej najstarsza córka, Haley, która spowodowała wypadek, obarcza się winą za śmierć siostry i po swojemu "radzi" sobie z poczuciem winy - alkohol, papierosy, narkotyki, leki na receptę, a do tego przefarbowane na czarno włosy, ostry makijaż, czarne paznokcie, czarne stroje. I coś jeszcze, ale to pozostawiam do własnego poznania.
Najmłodsza córka Julii, Izzy, liczy czas według własnego zdania i pod koniec książki czytelnik dowiaduje się, dlaczego. Też jest pogrążona w rozpaczy, bo "kopnęła w kalendarz" jej najukochańsza siostra, którą widuje i z którą rozmawia w domu, choć zdaje sobie sprawę, że siostry już nie ma.
I jest jeszcze Ben, mąż Julii, który z całej czwórki wydaje się Julii człowiekiem bez emocji, bo po śmierci córki normalnie wrócił do pracy, a nawet wziął więcej zleceń, spotyka się z braćmi według wcześniejszego harmonogramu, odwiedza matkę.
W domu Maxtonów nie rozmawia się o tragedii i uczuciach, a ewidentnie każdemu potrzebna jest terapia. Najbardziej rozbita okazuje się Haley, która w konsekwencji swojego zachowania zostaje wydalona ze szkoły, a wieczorami wymyka się z domu, by spotykać się w szemranym towarzystwie. Dopiero wtedy, gdy Julia odkrywa kolejny problem z Haley, staje na wysokości zadania i budzi się ze swojego marazmu, bo nareszcie zauważa, z jakim poczuciem winy i w jakim dole psychicznym żyje jej najstarsza córka. Podejmuje decyzję, że zabierze Haley z Las Vegas i udadzą się samochodem do przyjaciółki mieszkającej w okolicach Portland w stanie Maine (4,5 tysiąca kilometrów!). W rzeczywistości Julia zabiera ze sobą obie córki.

Mimo początkowego braku emocji w rodzinie Maxtonów książka chwyta za serce i budzi różnorakie uczucia. Na początku chce się krzyczeć "Julio, obudź się! Jesteś potrzebna swoim dzieciom!", z czasem złe emocje czytelnika krzepną i pojawia się uznanie dla jej działań. Julia okazuje się silną kobietą, która scala rodzinę. Ben, mimo że przejmuje obowiązki Julii (wożenie do szkoły, zakupy), robi to mechanicznie. Na początku myślałam, że jego sposobem na radzenie sobie z problemem jest ucieczka w pracę. Potem jednak zdałam sobie sprawę, że on po prostu wrócił do rzeczywistości i dawnych nawyków. Okazał się mężczyzną bez ikry. Odnoszę wrażenie, że nie podjął jakichkolwiek działań, by ratować swoją rozsypującą się rodzinę. Ciągle ważniejsze były spotkania z klientami i praca.
Zdumiało mnie też zostawianie problemów własnemu biegowi. W podróży Julii i jej córek wyszło na jaw kilka zadawnionych ran i nowych kłopotów. Myślę, że kobieta zaczęłaby coś z nimi robić, a Julia odkładała je na później i już do nich nie wracała. Zamiatała je pod dywan, co w normalnym życiu odbiłoby się czkawką w późniejszym czasie.

Ogólnie książka mi się podobała, głównie za sprawą Izzy i Haley. One okazały się w rodzinie najmocniejszą stroną - dopięły swego i spełniły marzenia.
Polecam!

53/2018 (384 str.)


F
wielka litera

u Darii
Lato / żółty


2 komentarze:

Chętnie poznam Twoje zdanie na temat tego wpisu lub przepisu. Zostawisz kilka słów w komentarzu?
Dziękuję, również za lajki na fb oraz serduszka na Instagramie :-)
Komentarze z lokowaniem produktów nie będą publikowane.