Sypnęło śniegiem i przymroziło, więc człowiek od razu zaczął się grubiej ubierać i szybciej poruszać. Może i dobrze, bo wymrozi trochę różnych zarazków (na Mazowszu odnotowano sporą zachorowalność na grypę, a moim rodzinnym mieście panuje trzydniówka z bardzo wysoką temperaturą i bólem głowy). Ja się chorobom nie poddaję i obowiązkowe wietrzenie podczas spacerów zaliczam. Tym razem udałam się na rekonesans mojego ogrodu. Zapraszam w ślad za mną 😊
Wczoraj i dziś temperatura w ciągu dnia wynosi ok. -7 stopni C. Dziś nad ranem (o 6.00) było - 17 stopni C.
W najbardziej nasłonecznionym miejscu znalazłam samotny sopel.
W sadzie drzewa owocowe od dawna pobielone.
Nad warstwą śniegu pysznią się krokusy. Żółta odmiana ma już pojedyncze pąki.
Za to dala moment zakwitną przebiśniegi.
Pękać zaczęły pąki derenia jadalnego.
Na krzaku mahonii wyraźnie widać pąki kwiatowe.
Zaczynają kwitnąć wawrzynki. Mam białą i
i bordową odmianę. Kwiaty ładnie się prezentują na tle wiecznie zielonych liści bukszpanu.
Ciekawa jestem, jak w tym roku poradzą sobie moje rododendrony. Ubiegły rok mocno dam im się we znaki i słabo kwitły. Mam nadzieję, że w tym roku to się zmieni.
Niespodzianką okazały się dla mnie sadzonki romanesco posadzone w maju ubiegłego roku. Nie zdążyły wydać swoich pięknych kwiatów, ale widzę, że zima nie dała się im mocno we znaki, bo rośliny nadal są zielone, a poza tym na jednej znalazłam zawiązkę kwiatu.
Rozochocona widocznymi już oznakami wiosny w ogrodzie zaczęłam pierwsze w tym roku siewy. W sobotę Księżyc przeszedł w fazę owocu, więc w pojemnikach posiałam 7 odmian papryki
i 17 odmian pomidorów. W mieszkaniu czeka jeszcze na wysianie balkonowa odmiana pomidorków koktajlowych. Będzie to dla mnie nowość, bo do tej pory uprawiałam co roku czerwonego Koralika, który w gruncie ma się doskonale, ale na bardzo słonecznym balkonie słabo się sprawdził.
Nasiona wysiałam do pojemników po małych jogurtach i serkach (po kilkanaście sztuk), przykryłam warstwą ziemi, zrosiłam, a potem nakryłam folią spożywczą. Za kilka dni pojawią się sadzonki, wtedy folię trzeba zdjąć i pilnować regularnego podlewania. Za 3-4 tygodnie przesadzę każdą sadzonkę do osobnego pojemnika (tym razem po dużych jogurtach) i będą czekały do maja na wsadzenie w docelowe miejsce.
Siewami i spacerem po ogrodzie umiliłam sobie wrażenia po mocnych lekturach "Domu czwartego" i "Czarnych narcyzów" Katarzyny Puzyńskiej. Z książkami Autorki zetknęłam się po raz pierwszy 2 lata temu, gdy gips przykuł mnie do łóżka na kilka tygodni. Zawdzięczam Jej polubienie kryminałów i częste sięganie po ten rodzaj literatury, który wcześniej był mi znany wyłącznie w wersji Arturo Pérez-Reverte.
Klementyna Kopp jest już na emeryturze. Na prośbę matki jedzie w rodzinne strony, by zbadać sprawę zabójstwa sprzed dwóch lat. Ale okazuje się, że do domu nie dociera.
Daniel Podgórski i Emilia Strzałkowska wciąż przeżywają na swój sposób żałobę po śmierci córeczki. Ich starszy syn jakoś sobie radzi, oni nadal rozpaczają, choć się z tym kryją. Wspólnie z Weroniką Nowakowską postanawiają w marcowy weekend odnaleźć Klementynę. Jadą zatem do Złocin.
Rozwiązanie zaginięcia byłej policjantki zdaje się być związane z zabójstwem Róży dwa lata wcześniej, śmiercią innych osób w 1976 r., ale też okrutnymi przesłuchaniami i egzekucją dokonaną przez Niemców w październiku 1939 r.
Policjantom nie jest łatwo, bo ma się wrażenie, że wszyscy kłamią i próbują zataić istotne fakty przed policjantami, którzy kojarzą się im z milicją i ZOMO. Do tego dochodzi malowanie szubienic w różnych miejscach oraz podrzucanie martwych kosów. I o co chodzi w legendzie o domu czwartym?
Jak to zwykle bywa u Puzyńskiej akcja płynie wartko. Autorka stosuje charakterystyczne dla siebie triki zawieszania akcji w najbardziej emocjonujących sytuacjach i przenosi czytelnika w inne miejsce lub do innego czasu. Ja to u niej lubię. Dzięki temu książki Puzyńskiej po prostu się połyka. Tym razem jednak musiałam sobie robić przerwy, bo mieszkańcy Złocin zwyczajnie mnie denerwowali ciągłymi kłamstwami lub braniem winy na siebie.
Jestem też zdegustowana zmianą postaci Daniela, który do tej pory był przedstawiany jako porządny facet, a teraz zmienia się w niepanującego nad sobą i swoim językiem menela
18/2018 (576 str.)
u Darii |
Jeśli ktoś nie czytał "Domu czwartego", niech nie sięga po "Czarne narcyzy"! Odradzam też czytanie tego, co niżej, by nie zepsuć sobie lektury wcześniejszej książki Katarzyny Puzyńskiej.
W Brodnicy policjanci świętują swój dzień w wielkiej fecie organizowanej przez tutejszą komendę. Emilia Strzałkowska wciąż wspomina śmierć swojej córki, podobnie jak Daniel Podgórski, który totalnie popadł w alkoholizm i jest wrakiem człowieka. Do żałoby po córce dochodzi zawieszenie w pracy i leczenie ran po sprawie domu czwartego. Swoje dokłada ich syn, Łukasz, który w ostrych słowach komentuje pijaństwo ojca.
Emilia staje między młotem a kowadłem - z jednej strony wciąż coś czuje do Daniela, a z drugiej strony ma poczucie, że wiążąc się z zakochanym w niej prokuratorem pomoże Podgórskiemu odzyskać pracę.
Punktem kulminacyjnym w życiu Daniela okazuje się przygodna przejażdżka z dziwną dziennikarką, która zapewnia go, że wróci do pracy, rozwiązując sprawę, którą chce mu pokazać w lesie. Wcześniej Weronika otrzymuje od tajemniczego nadawcy wiadomość z prośbą o pomoc i ochronę. Do pomocy przychodzi jej Emilia. Z kolei Daniel wciąga w sprawę Klementynę, którym wciąż nie daje spokoju szybkie zamknięcie sprawy trójki bezdomnych, przy których znaleziono dziwne wahadełka.
W lesie, w domku, który zdaniem okolicznych mieszkańców jest nawiedzany przez diabła, odnajdują ciało kobiety i dziwnie zapakowane zwłoki noworodka. Niedaleko zostają rozrzucone czarne narcyzy.
W tej książce wiele się dzieje. Akcja jest przenoszona w różne miejsca w okolicy Brodnicy. Ma się wrażenie, że śledztwo prowadzone jest przez trzy różne grupy, z których każda zwraca uwagę na coś innego. Powiązanie nie jest łatwe, bo znów ludzie kłamią, mataczą w zeznaniach, kryją innych. Poza tym w sprawę uwikłani są ludzie liczący się w środowisku i pełniący ważne funkcje.
Mimo wielu makabrycznych morderstw nie mogłam się oderwać od tej książki. Dobrze, że wybrałam ją jako lekturę na weekend, bo obawiam się, że w przeciwnym razie nie miałabym kontroli nad mijanymi w tramwaju przystankami 😉
Lubię formę, którą stosuje Autorka, by podwyższać napięcie oraz jej styl - prosty i bez błędów językowych. Przyznaję jednak, że nasilenie przekleństw zarówno w "Domu czwartym", jak i "Czarnych narcyzach" to dla mnie przesada i spore utrudnienie w odbiorze fabuły.
19/2018 (640 str.)
kontrast |
u Darii |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Chętnie poznam Twoje zdanie na temat tego wpisu lub przepisu. Zostawisz kilka słów w komentarzu?
Dziękuję, również za lajki na fb oraz serduszka na Instagramie :-)
Komentarze z lokowaniem produktów nie będą publikowane.