Wczorajszy deszczowy dzień tak mnie nastroił, że naszła mnie ochota na jedną z moich ulubionych zup jesiennych. W roli głównej występuje przypominana na nowo w Polsce zielona soczewica i kalarepka (to mój zamiennik ziemniaków, za którymi nie przepadam). Zazwyczaj tę zupę robię w wersji wegańskiej, ale przyznaję, że po powrocie z Litwy zatęskniłam za polską kiełbasą i ją dodałam :)
Składniki:
150 ml zielonej soczewicy
ok. dwóch litrów przefiltrowanej wody
duża marchew
duża kalarepka
2 liście laurowe
sól
pieprz
ewentualnie: kiełbasa (u mnie pół pętka suszonej jałowcowej)
- Soczewicę wypłukać i zalać dwoma litrami wody. Gotować ok. 5 minut od zawrzenia wody.
- W czasie gotowania soczewicy przygotować resztę warzyw: obrać marchew i kalarepę ze skór i pokroić w kostkę podobnej wielkości.
- Wrzucić warzywa do gotującej się soczewicy.
- Dorzucić do zupy liście laurowe.
- Kiełbasę pokroić w półtalarki. Ewentualnie podsmażyć (jeśli użyjemy kiełbasy suchej, podsmażanie pomijamy) i wrzucić do zupy.
- Gdy warzywa i soczewica będą miękkie, doprawić do smaku solą i pieprzem.
-----
Podobne:
Gulasz warzywny |
Zupa z fasoli |
Kotlety z cukinii z surówką z kalarepy |
Ostatnie wpisy na blogu nie sprzyjały dzieleniu się wrażeniami z przeczytanych książek (a sporo lektur za mną, czemu sprzyjały ostatnie podróże). Spieszę zatem nadrobić zaległości :)
"Dzika droga. Jak odnalazłam siebie" to autobiograficzna książka Cheryl Strayed. Po sprzedażowym sukcesie książki na jej podstawie został nakręcony film pod tym samym tytułem z Reese Witherspoon w roli głównej.
Mając 22 lata, Cheryl traci matkę, która umiera wskutek szybko postępującej choroby. Z ojcem nie utrzymywała kontaktów (w trakcie lektury dowiecie się dlaczego). Po pogrzebie matki Cheryl starała się przyciągnąć ku sobie siostrę, brata i ojczyma, ale życie spowodowało, że ich drogi coraz bardziej się rozchodziły i w końcu nie mieli jak i o czym ze sobą rozmawiać. Na domiar złego zaczyna zdradzać swojego męża i ich małżeństwo się rozpada. Po rozwodzie Cheryl zmienia nazwisko i postanawia rozprawić się z przeszłością, zastanowić się nad swoim życiem i zaplanować przyszłość w czasie samotnej wyprawy wzdłuż szlaku PCT (Pacific Crest Trail).
Na początku wyprawy ma się wrażenie, że mamy do czynienia z głupiutką panienką, która pakuje do plecaka wszystko, co się da, nie zastanawiając się nad tym, czy da radę to udźwignąć. Z czasem Cheryl pokonuje coraz więcej kilometrów, niepomna na warunki atmosferyczne, niebezpieczeństwo trasy, dzikie zwierzęta, brak pieniędzy, ograniczony zasób wody i żywności. Obawy budzą w niej niektórzy napotykani ludzie.
Książka nie jest pozycją podróżniczą. Owszem, Autorka opisuje poszczególne etapy drogi, ale dość pobieżnie i raczej z punktu widzenia napotykanych trudności. Nie jest poradnikiem dla podróżujących PCT (zwłaszcza że nie planowała przejść całego szlaku, a tylko kawałek przez Kalifornię i Oregon). Nie znajdziemy tu zachwytu nad szlakiem czy urokiem przyrody, bo nie o to w tej książce chodzi.
Można mieć różne zdania na temat takiego sposobu poznania siebie i odnalezienia swojego planu na życie. Niemniej książka wciąga, bo dziewczyna przeszła tysiące kilometrów trudną trasą i prawie w samotności. To nie lada wyczyn! I z tym polemiki się nie podejmuje.
Zabierz na wakacje... ejotka |
Kolor niebieski |
Szybka zupa...
OdpowiedzUsuńPodoba mi się wykorzystanie kalarepki- ja swoja raczej zjadam na surowo...
:)
Dziękuję za udział w akcji 'Dla dzieci' na Mikserze.
Kasia
www.lejdi-of-the-house.bloog.pl
Też zjadałam kalarepkę na surowo początkowo. Któregoś razu podpatrzyłam na Wschodzie, że można zastosować w zupie. Dla mnie to cudowny zamiennik ziemniaków.
UsuńZupa idealna na nadchodząca jesień!
OdpowiedzUsuńTo prawda! Mnie naszła na nią ochota pod wpływem pogody na początku tygodnia ;)
Usuń