Strony

środa, 17 stycznia 2024

Mary Kubica "Tamta kobieta"

Lektura "Tamtej kobiety" Mary Kubicy to był zupełny przypadek 😉 trochę spowodowany imieniem Sadie z wcześniej zakończonej "Kobiety z niebieską gwiazdą". Na okładkę rzuciłam tylko okiem i uznałam, że będzie to jakiś dramat psychologiczny, na który szybko się zdecydowałam. Dramat był, choć teraz po przeczytaniu książki lepiej ją określić jako thriller psychologiczny połączony z kryminałem.




Rodzina Foustów przeprowadza się z Chicago do miasteczka w Maine.  Dla małżonków Sadie i Willa oraz ich 14-letniego syna Ottona jest to szansa na zostawienie dotychczasowego życia i rozpoczęcie go na nowo.
Sadie nie jest zadowolona z przeprowadzki. Sąsiedzi i współpracownicy w lecznicy są wobec niej niechętni, żeby nie napisać wrodzy. Obawia się również zamknięcia przeprawy promowej łączącej miasteczko z kontynentem, gdy nadejdą mrozy. Ale głównym powodem jest Imogen, 16-letnia córka siostry Willa. Po samobójczej śmierci Alice, opieka nad nieletnią Imogen spada właśnie na małżeństwo Foustów. Sadie nie potrafi znaleźć wspólnego języka z dziewczyną, której zarówno wygląd, jak i język jest dla niej odpychający. Podejrzewa ją również za pozostawianie gróźb na zaszronionych szybach samochodu.
Momentem kulminacyjnym jest zamordowanie sąsiadki i śledztwo niebezpiecznie prowadzące do rodziny Foustów.
A to dopiero początek...

Nie lubię się bać ani na filmie, ani czytając książkę. Tu się to zdarzyło kilka razy, ale tak mnie "Tamta kobieta" wciągnęła, że nie potrafiłam się oderwać i w momentach obawy czy nawet strachu mówiłam sobie "Czytaj dalej, byle szybko przejść tę scenę". Zdumiał mnie też dysonans w doświadczaniu śnieżycy. Ta za rzeczywistym oknem wydawał się otulać rośliny w ogrodzie i uciszać dźwięki. Z kolei ta w książce nie dość, że sprawiła zamknięcie przeprawy promowej, to jeszcze powodowała narastanie czegoś złowróżbnego. Nie tylko nie rozjaśniała świata, ale wręcz powodowała nastanie mroku i to nie tylko z powodu zasypywania okien.

Ten thriller jest naprawdę zgrabnie napisany. Niemal przez całą książkę prowadzony jest równolegle przez trzy osoby: nieśmiałą Sadie Foust, żonę Willa, przebojową Camillę, kochankę Willa oraz sześcioletnią Myszkę, która pod nieobecność kochanego ojca zostaje ze znęcającą się nad nią macochą. To zmusza czytelnika do zastanawiania się nad związkiem z morderstwem, ale nie tylko. I choć szybko i łatwo jest rozszyfrować te postaci (a przynajmniej dwie z nich), jak również dopatrzeć się związku z zabójstwem, to zakończenie zaskakuje. Dla takich nieoczywistości lubię czytać kryminały.

Muszę przyznać, że z zainteresowaniem czytałam o problemach rodziny Foustów, szczególnie Ottona i Imogen. Podobało mi się ich stopniowe otwieranie się i pokonywanie swoich kłopotów.
Jednak, co zdarza się niezwykle rzadko, nie polubiłam żadnego z bohaterów. Czytałam o nich, jakby stojąc z boku i bacznie obserwując. Żadna z postaci nie wzbudziła sympatii. Być może to powinno dać mi do myślenia w kontekście zakończenia, ale antypatia do każdego z nich była tak silna, że stało się to dla mnie ważniejsze w pewnym momencie niż poznanie zabójcy.

Jedno, co nie pasuje mi w książce to zawód Sadie. Mimo pewnego tłumaczenia czy fragmentu w książce, od samego początku wybrałabym jej inną profesję. Powód zostawię dla siebie, by nie ujawniać zanadto treści.

2/2024 (352 str.)
MARYŚKA








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Chętnie poznam Twoje zdanie na temat tego wpisu lub przepisu. Zostawisz kilka słów w komentarzu?
Dziękuję, również za lajki na fb oraz serduszka na Instagramie :-)
Komentarze z lokowaniem produktów nie będą publikowane.