Wiedząc, że przez następne 3 dni czeka mnie ciężka praca umysłowa i że sama kawa nie wystarczy, by się z tą pracą uporać, postanowiłam upiec coś szybkiego, co będę mogła potem wziąć do ręki i niby to przypadkiem będąc w kuchni, chwycić coś i podnieść poziom cukru, by nie zasnąć nad laptopem. Przepis na te bułki znalazłam na blogu Edyty Guhl "Dolcevita in my kitchen". Tak jak Edyta podchodziłam do nich z pewnym sceptycyzmem, ale ponieważ napisała o nich w samych superlatywach, postanowiłam upiec je u siebie. Przepis zmieniłam, zmniejszając ilość cukru, używając jabłek ze skórką i mieszając różne rodzaje mąk, żeby dostarczyć więcej błonnika i zmniejszyć wyrzuty sumienia
Składniki (na kilka-kilkanaście bułek):
200 g niemieckiego twarożku lub homogenizowanego serka (wzięłam ricottę)
100 ml oleju rzepakowego
10 g cukru waniliowego
100 g cukru (proponuję jeszcze zmniejszyć)
300 g mąki pszennej (wzięłam 150 g mąki pszennej białej i 150 g mąki razowej orkiszowej)
10 g proszku do pieczenia = łyżka stołowa
3 średniej wielkości jabłka (wzięłam niezbyt słodkie Glostery)
dodatkowo cukier i cynamon do obtoczenia upieczonych bułeczek
- Jabłka dobrze umyć i usunąć z nich gniazda nasienne. Pokroić w duże kawałki.
- Dużą formę wyłożyć papierem do pieczenia.
- Piekarnik nagrzać na 180 stopni C.
- Odmierzyć mąkę i proszek do pieczenia. Wymieszać.
- Twarożek/ricottę, olej, cukier i cukier waniliowy wymieszać w misce.
- Dodać mąkę z proszkiem do pieczenia. Wymieszać łyżką.
- Ulepić bułki. Mnie wyszło 11, Edycie 14, autorki przepisu sugerują 6-9. Zatem każdy lepi według uznania.
- Bułki układać na formę do pieczenia.
- Piec około 25 minut.
- Gorące bułki obtaczać w cukrze wymieszanym z cynamonem.
"Nienachalna z urody", autobiograficzna książka
Marii Czubaszek, czekała na półce ponad pół roku. Była wyrzutem sumienia przy każdym wycieraniu kurzy 😉 Książkę racjonowałam sobie, bo jeszcze za życia Autorki za nią nie przepadałam i uważałam za skandalistkę. Podczas lektury upewniłam się, dlaczego. Mamy zdecydowanie inne podejście do życia, kobiet, mężczyzn i dzieci. Nawet jeśli czytelnikowi nie po drodze z Marią Czubaszek i historiami z jej życia, to zaciekawić go może historia radiowej "Trójki" (ja jej słuchałam tylko dla listy przebojów prowadzonej przez Marka Niedźwieckiego i nie miałam pojęcia, jaka była ta stacja kilkadziesiąt lat temu). Autorka nie owija w bawełnę i pisze wielu osobach, które spotkała w swojej pracy zawodowej: Janie Pietrzaku, Jerzym Satanowskim, Marcinie Wolskim, Jonaszu Kofcie, Jacku Janczarskim, Macieju Zembatym, Jerzym Dobrowolskim i Wojciechu Cejrowskim. Choć p. Czubaszek nie przepadała za kobietami (i dlatego w pisanych przez nią audycjach i tekstach zazwyczaj były głupiutkie), napisała o kilku z nich, bo darzyła je szacunkiem i z różnych powodów podziwiała: Stefanii Grodzieńskiej, Irenie Kwiatkowskiej, Magdzie Umer i Agnieszce Osieckiej. Nie zabrakło też wzmianek o współczesnych gwiazdkach/celebrytach i politykach. Przyznam, że zdumiało mnie "rozprawienie się" w książce Autorki z siostrą, do której od lat się nie odzywa. Rozumiem, że można mieć do kogoś żal, być rozgoryczonym. Ale czy to powód, by pisać o tym i ujawniać takie szczegóły z rodzinnego życia? Mnie zawsze uczono i tak powtarzam to, będąc dorosłą, że rodzinne brudy pierze się w rodzinie i nie wywleka się ich na widok publiczny. Rozumiem, że w takiej książce nie mogło zabraknąć informacji o byłym i drugim mężu. Ale po co pisać, że Czubaszek nie sypia w tym samym łóżku z Karolakiem? Zdaniem Autorki warunkiem trwałego związku jest wspólne łóżko tylko na seks, a sypianie w osobnych łóżkach. Zapomina tylko, że ludzie lubią seks uprawiać i czerpią z niego - w odróżnieniu od Autorki - przyjemność. Jedną z niewielu osób, którym się od Czubaszek nie dostało, jest Artur Andrus. Autorka napisała o swojej niechęci (a wręcz nienawiści) do dzieci, ale przyznała, że gdyby to było możliwe, Andrusa by usynowiła. Dlaczego? Z książki jakoś tego nie udało mi się wysupłać. Autorka cytuje wielu znanych ludzi, m. in. Woody'ego Allena, Gerge'a Bernarda Shawa, Jana Tadeusza Stanisławskiego, Stanisława Jerzego Leca i innych. W książce nie brak też fragmentów różnych satyrycznych tekstów Autorki, niestety niektóre z nich bardzo trudne do odczytania, bo są jakby kserokopiami tekstów pisanych na maszynie.
Ale pyszne bułeczki upiekłaś i oczywiście smaka nimi Narobiłaś 😊Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńNareszcie to ja połaskotałam Twoje podniebienie ;)
UsuńWidzę, że jesteś zbulwersowana książką... ale wydaje mi się, że to zamierzony efekt autorki/wydawcy.
OdpowiedzUsuńGdyby życie Marii Czubaszek byłoby nudne to nie miałaby o czym pisać...
A fakt, że można kogoś obsmarować i robi się to, jest dla książki darmową (niestety) reklamą :(
Takie czasy...
Zbulwersowana jestem pisaniem o kimś bez jego wiedzy zwłaszcza w kontekście czegoś osobistego. To, co dotyczy tylko autorki mnie nie bulwersuje, bo zawsze uważałam ją za skandalistkę, która dzięki temu (a nie tekstom) zaczęła być sławna. Ale pisanie o siostrze mieszkającej tysiące kilometrów stąd po prostu nie mieści mi się w głowie.
Usuń