Strony

czwartek, 13 kwietnia 2017

Roladki z szynki i "Siostry"

Kiedyś już podawałam przepis na aromatyczną pieczoną szynkę. Dziś proponuję inne wykorzystanie kulki szynki. Przepis nie jest zbyt skomplikowany, a dzięki niemu dostajemy danie, które można podać na świąteczny, niedzielny lub codzienny obiad. Różnicą będzie jedynie sposób podania.





Składniki (na 3-4 porcje):

mięso od szynki (u mnie połowa kulki)
2 ogórki kiszone
cebula
po plastrze wędzonej wędliny (u mnie polędwica) na roladę
sól
pieprz
olej do smażenia

  1. Mięso pokroić w poprzek włókien na kawałki grubości ok. 1,5 cm (jak na kotlety).
  2. Każdy kawałek mięsa roztłuc młotkiem z obu stron na w miarę symetryczny kształt.
  3. Mięso posypać pieprzem z jednej strony.
  4. Na każdym kawałku mięsa (na stronie posypanej pieprzem) ułożyć plaster wędliny, kawałek (połówka lub ćwiartka) ogórka i kilka piórek cebuli.
  5. Zwinąć mięso w roladę i zabezpieczyć wykałaczkami.
  6. Rolady ułożyć na patelni i podlać łyżką oleju do smażenia.
  7. Smażyć z różnych stron na złotobrązowy kolor.
  8. W garnku zagotować wodę (powinno być jej tyle, by przykryła rolady).
  9. Podsmażone rolady przełożyć do garnka z wrzątkiem posolonym płaską łyżeczką soli.
  10. Na patelni zeszklić pozostałą cebulę pokrojoną w piórka. Dodać ją do rolad.
  11. Całość dusić na palniku o małej mocy ok. pół godziny.
  12. Doprawić do smaku solą i pieprzem.
  13. Podawać np. z kolorową marchewką lub tradycyjną surówką z kiszonej kapusty.




W ubiegłym roku pierwszy raz zetknęłam się z książką Agnieszki Krawczyk "Napisz na priv" i mocno ją wtedy skrytykowałam. Ostatnio przeczytałam pierwszy tom serii "Czary codzienności" pt. "Siostry".

Pewnego wieczoru 29-letnia Agata Niemirska odsłuchuje na sekretarce wiadomość od nieznanego sobie mężczyzny, Jerzego Wilka. Mężczyzna w krótkich i rzeczowych słowach informuje, że właśnie zmarła jej matka i czekają na Agatę z pogrzebem.
Agata i jej ojciec zostali porzuceni przez Adę, gdy dziewczynka miała 2 miesiące. Od tego czasu Agata nie miała żadnego kontaktu z matką, co bardzo przeżywała w wieku szkolnym. W końcu zaczęła rozpowiadać, że jej matka umarła. Po kilku latach ojciec związał się z nową kobietą, Teresą, z którą ze względu na niezakończone małżeństwo z Adą nie mógł się ożenić i z którą ma drugą córkę, Danielę.
Agata i Daniela mają bardzo dobry kontakt ze sobą, choć różni je niemal wszystko (praca, zainteresowania, ambicje i wygląd). Łączy je natomiast jedno - każda z nich żyje z swoim kompleksem.
Po rozmowie z Teresą Agata jedzie na pogrzeb. Towarzyszy jej Daniela. Na miejscu poznaje kilkoro znajomych zmarłej Ady oraz...  kolejną przyrodnią siostrę, 9-letnią Antoninę.
Agata postanawia zostać w miasteczku na 2 tygodnie i odnaleźć nieznanego ojca Tosi. Z czasem zadomawia się w domu matki "Willi Julii" i prowadzi z Danielą i Moniką (młodą matką z sąsiedztwa) sklepik z gazetami, książkami, herbatą i lemoniadą.
Ku zdziwieniu kolegów z pracy Agata dostaje długi urlop bezpłatny w korporacji, bo okazuje się, że na załatwienie różnych spraw potrzebuje znacznie więcej czasu.

Cóż, twórczość p. Krawczyk mnie nie porwała. Początkowo w ogóle nie mogłam się skupić na treści. Potem udało mi się skupić na emocjach małej Agaty i jakoś poszło dalej. Ale dobrnęłam do końca i byłam zdumiona, że to już. To tak, jakby ktoś napisał wstęp do czegoś i zaczął pisać rozwinięcie i w trakcie przestał pisać dalej. Wyjaśniło się niewiele (w sumie tylko relacja Agaty z Filipem). Nie czuję niedosytu. Jestem po prostu rozczarowana. Wiem, że są kolejne części serii, ale autorka w żaden sposób nie porwała mnie, by sięgać po następne tomy. Mam je w biblioteczce, ale nie wiem, kiedy i czy w ogóle będę je czytać.
Zdaję sobie sprawę z faktu, że właśnie podpadam czytelniczkom zachwyconym twórczością autorki. Jednak... Książek, w których główni bohaterowie zrywają ze swoim dotychczasowym życiem, jest w tej chwili tyle, że nie wiem, czy warto czytać to, co wyszło spod pióra p. Krawczyk.


Akcja czytelnicza z nagrodami
http://biblioteczkamagdalenardo.blogspot.com/p/cztery-pory-roku-2017.html
Wiosna


zielony

4 komentarze:

  1. O kurczę!
    Miałam duże oczekiwania względem serii i do tej pory czytałam same pozytywne opinie, a już na pewno nic o stracie czasu... mam drugi i trzeci tom, leżą i czekają, aż pojawi się pierwszy. Tylko teraz już nie jestem pewna.

    Sam ostatnio przeczytałam "Gdy zakwitną poziomki", książkę, która mnie mocno rozczarowała. Zastanawiam się czy naprawdę jest taka słaba, czy mnie zmienia się gust albo rosną wymagania. Czasami myślę właśnie, że tych książek jest tak dużo, że nie warto czytać tych przeciętnych, ale chyba zanim nie zaczniemy czytać to się nie przekonamy... no i koło się zamyka, bo jak już zacznę czytać to chcę skończyć.

    Niedawno przeczytałam "Córeczkę", która mnie zachwyciła, pożyczyłam ją koleżance, a ta nie może przez nią przebrnąć, bo ją nudzi i nie potrafi się na niej skupić... kiedy ja nie mogłam się od niej oderwać i przeczytałam w jeden dzień (co mi się rzadko zdarza).

    Jak więc mamy przewidzieć, która lektura nas nie zawiedzie i zachwyci każdym słowem???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam podobne odczucia do Twoich - chyba wrasta mi poziom wymagań co do czytanych książek. Kiedyś zachłystywałam się tzw. babskimi czytadłami (a zaczęło się od Poczekajkowej serii Kasi Michalak). Teraz mam ich przesyt.
      Gust mi się zmienił na pewno, bo kiedyś nie wyobrażałam sobie, że będę czytać kryminały, a teraz sięgam po nie często.
      Nie znalazłam recepty, czym się kierować przy wyborze kolejnych lektur. Obie mamy trudność, bo kieruje nami poczucie dziwnej odpowiedzialności - zaczęłaś, to skończ. A niestety zdarzają się książki, które chce się wrzucić do kosza.
      Pozostaje niestety to, o czym napisałaś - trzeba zacząć czytać, żeby się przekonać, czy są tego warte.

      "Córeczki" nie czytałam. Ale pamiętam swoje odczucia co do "Drwala". Gorsze od niej było tylko "Pokolenie IKEA". A obie mają wysokie oceny i czyta się peany na ich temat. Mnie zakompleksieni mężczyźni ok. 40-letni piszący tak, jakby byli nastolatkami, w których buzują hormony, żenują.
      W ostatnich latach dochodzi jeszcze PR - niektóre pozycje mają dobrą reklamę, choć w ogóle nie są tego warte. O innych świat w ogóle nie słyszy, a są kapitalne!

      Brakuje mi dobrych polskich książek. Gdzie się podziali dobrzy pisarze? Ostatnio nawet nie ufam książkom nagrodzonym NIKE. Wieje z nich nudą lub frustracją. Od dwóch lat już nie czytam. Szkoda :( Odgrzebuję natomiast stare amerykańskie książki, które już czytałam, a po które sięgam z niezwykłą przyjemnością - spośród babskich czytadeł to "Pod słońcem Toskanii", chyba najbardziej zniszczona książka w mojej biblioteczce ;)

      Usuń
    2. Co do ocen kolejnych książek to chyba zależy też od momentu, w którym ją czytamy.
      Czasem dany tytuł może nam się wydać płaski, przewidywalny i nieciekawy, a innym razem np. w momencie przeciążenia pracą byłby niczym zbawienie - najlepsze lekarstwo na odstresowanie i relaks.
      I odwrotnie. Czasem te "ambitniejsze" pozycje mogą nas drażnić i zniechęcać, gdy fabuła jest zbyt skomplikowana, a my czytamy po mega wyczerpującym dniu/tygodniu...

      Oj ciężko dogodzić czytelnikom... biedni Ci autorzy...

      Inna sprawa to PR. Przecież "50 twarzy Greya" było dosłownie wszędzie! Mam wrażenie, że jej wymuszony "sukces" stał się początkiem mody na erotyki w Polsce (która na szczęście już się skończyła.

      Usuń
    3. "Greya" nie czytałam. Nie lubię takich lektur (z tego powodu nie przeczytałam dwóch książek K. Michalak).
      Na pewno odbiór czytanej książki zależy od naszego nastroju i poziomu zmęczenia. Zgadzam się w 100%. Ale dla mnie ta książka naprawdę jest niedokończona. I nie chodzi mi o to, że jest częścią trylogii i dlatego większość wątków wyjaśni się potem - tu po prostu ktoś coś zaczął i nie dokończył, bo w książce nadal NIC nie wiadomo.

      Dla mnie rewelacyjne były "Siostry" Agnieszki Lewandowskiej - Kąkol (wiem, wiem, nie przepadasz za literaturą o czasie wojny i regionie dawnego ZSRR). Tam była akcja, przygoda i mnóstwo emocji. U p. Krawczyk nie ma niczego i to kolejna jej książka, po której zadaję sobie pytanie "po co pisać coś takiego?".

      Ciężko mają autorzy, to prawda. Ale to chyba dobrze, że czytelnicy chcą sięgać po coś na poziomie i czymś. Gdybyśmy chcieli zobaczyć tylko druk, wzięlibyśmy elementarz. Czytamy z jakiegoś powodu, a nie tylko po to, by przewracać kartki w wpatrywać się w zadrukowane strony...

      Usuń

Chętnie poznam Twoje zdanie na temat tego wpisu lub przepisu. Zostawisz kilka słów w komentarzu?
Dziękuję, również za lajki na fb oraz serduszka na Instagramie :-)
Komentarze z lokowaniem produktów nie będą publikowane.