Strony

niedziela, 17 września 2017

Rösti i "Na pokuszenie"

Niedawno smażyłam rösti z buraczane według przepisu Gino D'Acampo. Wtedy przypomniałam sobie placek, który jadłam w genewskiej restauracji z narodowymi daniami szwajcarskimi, bo też rösti to szwajcarska potrawa narodowa przypominająca w smaku polskie placki ziemniaczane. Rösti przyrządza się jednak w większej formie - jeden gruby placek na całą patelnię. Rösti można przygotować z ziemniaków surowych lub podgotowanych. W rezultacie smak rösti jest podobny do polskich placków ziemniaczanych, a wyglądem przypomina hiszpańską tortillę patatas. Podstawą rösti są ziemniaki. Nie mogą być byle jakie, bo placki nie zawierają żadnego kleiszcza w postaci mąki czy jajek. Mogą zatem uchodzić za danie wegańskie.




Składniki (na 2 porcje; na patelnię o średnicy ok. 24 cm):

ok. 600 g dużych ziemniaków typu C
sól
pieprz biały
4 łyżki oleju

  1. Ziemniaki obrać, opłukać i zalać zimną wodą. Gdy woda zawrze, wsypać pół łyżeczki soli. Gotować jeszcze ok. 15 minut. 
  2. Wyjąć ziemniaki odstawić na kilka godzin (2-3) w zimne miejsce (u mnie dziś stygły na balkonie).
  3. Ziemniaki zetrzeć na tarce o dużych oczkach.
  4. Ziemniaki doprawić solą i białym pieprzem. Wymieszać z dwiema łyżkami oleju.
  5. Na patelni rozgrzać resztę oleju.
  6. Ziemniaki przełożyć na patelnię i uformować z nich placek, dociskając ziemniaki do dna.
  7. Smażyć z obu stron po kilka minut.
  8. Podawać ze śmietaną, a w wersji wegańskiej z surówką.





Danie inspirowane podróżą 3Danie inspirowane podróżą 3https://weekendywdomuiogrodzie.blogspot.com/2017/08/danie-inspirowane-podroza-3-zaproszenie.html



Nad Jeziorem Genewskim w nocnej Genewie

W restauracji z narodowymi potrawami szwajcarskimi muzycy grają na tradycyjnych instrumentach

Jednym z tych instrumentów jest alphorn, zwany inaczej rogiem alpejskim

Szwajcar grający na rogu alpejskim na Pilatusie koło Lucerny


Ostatnio nie mam za wiele czasu na czytanie, więc lektur mam mniej. Ten tydzień należał do Thomasa Cullinana i jego książki wydanej w 1966 r. pt. "Na pokuszenie". W tym roku na ekranach kin można oglądać jej ekranizację w reżyserii Sofii Coppoli i w gwiazdorskiej obsadzie.

Trwa amerykańska wojna secesyjna. Jedna z uczennic mieszkająca w szkole dla panien odnajduje ciężko rannego kaprala wojsk Unii, 20-letniego Johna McBurneya, Irlandczyka z pochodzenia. Martha Farnsworth, właścicielka szkoły, postanawia pomóc żołnierzowi nieprzyjaciela, choć robi to ze sceptycyzmem i pewną obawą. Ulega jednak ludzkiemu instynktowi niesienia pomocy i namowom reszty kobiet.

McBurney odzyskuje siły w kobiecym otoczeniu. Ale jak to bywa w zamkniętym środowisku, obecność mężczyzny wzbudza w kobietach różne emocje - od tych najczystszych (niesienie pomocy, miłość i oddanie) po plugawe i skomplikowane, jakimi są zazdrość, rywalizacja, pożądanie i zemsta. A McBurney potrafi uwodzić, doskonale manipuluje i zwodzi każdą z nich z osobna. Jedyną, która wydaje się nieczuła na jego piękne słówka, jest kolorowa służąca. W reszcie od najmłodszej, kilkuletniej Marie, po najstarszą Marthę budzi litość, a w swoich rówieśnicach - namiętność i pożądanie.

Cała historia opowiedziana jest z perspektywy każdej z kobiet, więc czytelnik poznaje odczucia towarzyszące kobietom w związku z obecnością kaprala w domu oraz ich reakcje na przymilanie się McBurneya. Ale czy na pewno do niego należy ostatnie słowo?

Gdy już przyzwyczaiłam się do sposobu prowadzenia akcji i zdołałam zorientować się, która z ośmiu kobiet właśnie opowiada swoją wersję, poczułam niechęć do bohaterek. "Ależ ty naiwna jesteś" - ta opinia często przemykała w mojej głowie podczas tych ponad 600 stron (czytałam w wersji elektronicznej). Nawet, wydawałoby się, mocno stąpająca po ziemi Martha, wydawała mi się hipokrytką.
Przyznam, że książka niesamowicie mi się dłużyła. W zasadzie niewiele się w niej dzieje jak na taką liczbę stron. Nudziły mnie też rozdziały opowiadane przez głupiutkie pensjonarki.
Ciekawa jestem, jak z rolą Marthy poradziła sobie Nicole Kidman, bo zupełnie nie widzę jej w tej postaci. Nie sądzę jednak, by ta ciekawość wystarczyła do pójścia do kina.



http://czytelnicza-dusza.blogspot.com/p/blog-page_30.html
N
sepia
żyje/nie żyje/nie dotkniesz
psikus


jak w filmie
Czytam zekranizowane książki!





1 komentarz:

Chętnie poznam Twoje zdanie na temat tego wpisu lub przepisu. Zostawisz kilka słów w komentarzu?
Dziękuję, również za lajki na fb oraz serduszka na Instagramie :-)
Komentarze z lokowaniem produktów nie będą publikowane.