Dziś ostatni dzień lata. Od rana zdecydowanie chłodniej niż wczoraj, choć poranne chmury się przerzedziły i teraz słońce cudownie przygrzewa. W warzywniku powoli kończą się typowo letnie warzywa. Fasola zebrana w sierpniu zdążyła już dobrze wyschnąć. A mnie naszła na nią ochota. Rozochocona sukcesem i smakiem niedawnego pasztetu z cukinii, upiekłam kolejny - słodkawy w smaku i o bardziej zwartym miąższu. Świetnie sprawdził się na kanapkach lub podany z jakimś dipem, np. z muhammarą z pieczonych papryk.
Składniki (na keksówkę (29 x 10) cm):
500 ml fasoli (u mnie odmiana borlotti), namoczonej przez noc w zimnej wodzie
2 cebule pokrojone w piórka
2 pietruszki starte na tarce o dużych oczkach
2 jajka
łyżka cząbru
spora szczypta startej gałki muszkatołowej
4 ząbki czosnku przeciśnięte przez praskę
70 ml oleju + sporo do smażenia (ilość jest tu istotna, by pasztet nie był suchy)
4 czubate łyżki mąki owsianej
sól i pieprz do smaku
- Fasolę namoczyć na noc. Odcedzić i ponownie zalać wodą, zagotować i odlać wodę. Zalać wrzątkiem i gotować ok. 10 minut. Odlać płyn, ponownie zalać wrzątkiem i gotować do miękkości. Odlać wodę i przykryć fasolę pokrywką.
- Na palniku o małej mocy rozgrzać olej (ok. 1/4 szklanki) na patelni i poddusić cebulę oraz pietruszkę. Warzyw nie smażyć. Nie powinny nabrać koloru, ale powinny zmięknąć, dlatego warto na patelnię wlać sporo oleju.
- Ugotowaną fasolę przestudzić, połączyć z podduszoną cebulą i pietruszką oraz łyżeczką soli i czosnkiem. Przepuścić przez maszynkę do mielenia lub zmiksować w malakserze.
- Do masy wbić jajka i całość dobrze wymieszać.
- Dodać olej i mąkę. Wymieszać.
- Doprawić cząbrem, solą i pieprzem do smaku.
- Rozgrzać piekarnik do 210 stopni C.
- Keksówkę wyłożyć papierem do pieczenia, przełożyć masę i piec pasztet ok. 10 minut w 210 stopniach C., a potem zmniejszyć temperaturę do 190 stopni C. i piec jeszcze 30-35 minut.
- Po upieczeniu wyjąć pasztet z formy na blat i zostawić do całkowitego wystudzenia. Po ostudzeniu usunąć papier.
- Przechowywać w lodówce.
"Nie opuszczaj mnie" to pierwsze moje spotkanie z ubiegłorocznym noblistą Kazuo Ishiguro.
Książka jest napisana w formie wspomnień Kathy, wychowanki szkoły z internatem gdzieś na angielskiej prowincji. W oficjalnej notce książki i recenzjach czytelników znaleźć można informację, że była to ekskluzywna lub elitarna szkoła. Ja tego z kart książki nie wyczułam. Ot, zwyczajna szkoła z internatem tym różniąca się od innych, że jej wychowankowie nie wyjeżdżali na ferie, święta czy wakacje do swoich rodzin. Bo tych rodzin nie mieli. Byli zdani na siebie oraz swoich nauczycieli. W związku z tym pomiędzy nimi rodziły się różne relacje. Dzieci lubiły jednych bardziej, innych mniej. Niektórzy wychowankowie zawierali przyjaźnie, inni wchodzili ze sobą w konflikty. Z czasem między nimi rodziły się młodzieńcze miłości czy erotyczne fascynacje. Jak to zwykle w życiu bywa wśród dzieci były takie, które pod płaszczykiem przyjaźni snuły długoletnie intrygi.
W szkole w Hailsham kładło się nacisk na przedmioty artystyczne. Niektóre prace dzieci zabierała ze sobą tajemnicza Madame, która przyjeżdżała do szkoły od czasu do czasu.
Sposób narracji bardzo mnie wciągnął, choć wciąż miałam wrażenie pewnych niedomówień. Z czasem zrozumiałam, że autor po prostu wkręcił mnie w życie szkolne i ustawił niejako w rolę jednego z wychowanków. Oni też nie wiedzieli, z jakiego powodu znaleźli się w takiej szkole, jak wyglądało życie na zewnątrz i jaką prawdę ukrywali przed nimi dorośli. Te niejasności są w książce powolnie wyjaśniane i odsłaniane, więc czytelnik poniekąd wczuwa się w to, co czuli wychowankowie szkoły. Choć myślę, że nie do końca, zważywszy na to, że nie byli zwykłymi ludźmi, nie mieli pojęcia o życiu na zewnątrz.
Mam wrażenie, że brak ich tożsamości, objawiający się między innymi brakiem nazwisk, wpłynął również na ich nierealność. Bohaterowie zachowują się jak bezwolne marionetki, nie mają charakteru, o temperamencie nie wspominając. I to mnie drażniło w książce. Przez to i przez cel życia wychowanków (skrzętnie ukrywany niemal do końca, choć co jakiś czas powolnie odkrywany) fabuła wydała mi się tak odległa od rzeczywistości, że książkę niemal od razu zaklasyfikowałam do powieści fiction (bez science). Szkolne obyczaje i relacje między wychowankami przedstawione są sztucznie, brakuje w nich prawdziwego szkolnego życia. Konflikty między dziećmi są malutkimi problemikami w porównaniu z tym, co dzieje się naprawdę w szkole. Jest to niemrawe i nieprzekonujące.
W swojej biblioteczce mam jeszcze jedną książkę Kazuo Ishiguro i pewnie ją przeczytam z ciekawości, bo - jak pisałam wcześniej - spodobał mi się sposób narracji. Sama fabuła okazała się intrygująca, przedstawienie postaci zdecydowanie na nie. Zobaczę, co będzie w innej powieści.
Ciekawa jestem, jak Mark Romanek oddał tę książkę i jej niedopowiedzenia w swoim filmie z 2010 r. na podstawie tej powieści.
76/2018 (320 str.)
u Darii |
coś więcej |
jesień/brązowy |
sierpień na bis |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Chętnie poznam Twoje zdanie na temat tego wpisu lub przepisu. Zostawisz kilka słów w komentarzu?
Dziękuję, również za lajki na fb oraz serduszka na Instagramie :-)
Komentarze z lokowaniem produktów nie będą publikowane.