Czasem przychodzą takie dni, gdy człowiekowi niewiele się chce. A jednak jeść musi, nawet jeśli nie ma na jedzenie ochoty. Rozsądek jednak podpowiada, że trzeba, bo siły opadną. A do poruszania się o kulach sił potrzeba więcej niż troszeczkę ;) Właśnie taka apatia dopadła mnie wczoraj wieczorem. Śmietana sama się wzięła, gdy sięgałam w głąb po śledzie, które lubię. A potem w zasięgu ręki znalazło się jabłko. Wyszło szybko i smakowicie. Bez żadnych zbędnych dodatków.
Składniki (na jedną porcję):
3 filety śledziowe
małe jabłko
3 łyżki śmietany (użyłam gęstej 18%)
ewentualnie: liście kolendry
- Filety opłukać i pokroić na kawałki szerokości 1-2 cm.
- Jabłko pokroić w kostkę. Dorzucić do śledzi. Jeśli macie jabłka o ładnej skórce, nie obierajcie ich.
- Całość pokryć śmietaną i lekko wymieszać.
- Gotowe :) Przegryzałam tę sałatkę liśćmi kolendry.
-----
Podobne:
Badylarkowe śledzie na piernatach |
Śledzie z suszonymi pomidorami |
Sałatka z ziemniaków i śledzi |
Zachęcam do zajrzenia na stronę projektu Cooknomics
Zdarza Wam się kupować książki dla okładki? Mnie tak i to bardzo często. Do takich należy "Garść pierników, szczypta miłości" Natalii Sońskiej. Okładka kojarzy mi się z samotnie spędzanymi wieczorami oraz domowym ciepłem, które potrafi rozgrzać mimo niepogody na dworze. Pierwsze moje skojarzenie pokrywa się z treścią, drugie - do pewnego momentu również.
Akcja rozpoczyna się na kilka tygodni przed świętami Bożego Narodzenia. Miasto, wystawy sklepowe, galerie handlowe są już udekorowane świątecznie, choć deszczowa aura w ogóle z tym nie współgra.
Główną bohaterką jest Hania Bielska, która pracuje w periodyku i odpowiada za poprawki dziennikarskie. W pewnym momencie zamienia się obowiązkami z Kingą, przyjaciółką z redakcji, i dzięki temu spotyka nowych ludzi. Wśród nich atrakcyjnego fotografa Daniela oraz szefa agencji marketingowej,Wiktora.
Hania ma się za singielkę, ale ceni życie rodzinne. Po rozstaniu z Markiem, współwłaścicielem periodyku, i jego ślubie z Martą, niezbyt miłą szefową Hani i współwłaścicielką czasopisma, postanawia spędzić życie bez zobowiązań i wchodzenia w kolejne związki. Szybko okazuje się, że bardzo ją pociąga życie rodzinne, wspólne posiłki czy wypiek tytułowych pierników w towarzystwie.
To kolejna pozycja z serii "piękni, młodzi i bogaci, choć niekoniecznie szczęśliwi".
Wyzwanie czytelnicze z hasłem |
O książce słyszałam jakiś czas temu, a wczoraj ją kupiłam :)
OdpowiedzUsuńNada się na chłodne wieczory :)
UsuńTeż bym ją kupiła z powodu okładki!
OdpowiedzUsuńTo ta okładka bardzo silnie przykuła mój wzrok gdy książka pojawiła się w zapowiedziach i nadal chcę ją mieć.
Opisałaś o czym książka jest, ale nadal nie wiem czy się podobała?
Czy kolejna "pozycja z serii "piękni, młodzi i bogaci, choć niekoniecznie szczęśliwi"" to dobrze czy źle?
Podobała się :) Choć przeczytałabym chętnie książkę o normalnych ludziach, którzy nie na wszystko mogą sobie pozwolić, muszą dzielić się wspólnym samochodem, nie jadają niedzielnych obiadów w restauracjach i nie wydają codziennie pieniędzy na herbatę na mieście, bo są ważniejsze wydatki.
UsuńEeeeeee poczytać o takich bogaczach czasami można :)
UsuńSama widzisz, że ich stać na obiadki w restauracjach, a szczęścia wynikającego z codzienności za grosz.
Jak przeczytam, to pewnie sobie pomyślę "jak dobrze, że jednak mam tak jak mam, ale jestem szczęśliwa" :)
Czasami poczytać można, to prawda ;)
UsuńUwielbiam tą okładkę :) Książka też mi się podobała...
OdpowiedzUsuńA chodzenie o kulach znam... we wrześniu miałam operację i musiałam dawać radę... także łączę się z Twoim bólem... choć złamania nie zazdroszczę. Doczytałam i - służby zdrowia też nie.
Ja z kolei spotkałam się z wieloma miłymi gestami kiedy poruszałam się o kulach/kuli, były nawet 2 takie sytuacje, że faktycznie się wzruszyłam chęcią pomocy od innych osób.
Okładka cudna - to prawda :)
UsuńSpotykam się z miłymi gestami ze strony ludzi. Teraz w czasie rehabilitacji również ze strony rehabilitantów (rehabilitację odbywam bliżej domu, nie w szpitalu lekarza prowadzącego). Rozrzewniają mnie sytuacje, w których ludzie pomagają mi założyć kurtkę. Tłumaczę, że mam kłopot z nogą, kręgosłup i ręce są sprawne. Ale czuję się jak staruszka, gdy ludzie ustępują mi miejsc siedzących. Z drugiej strony wiem, że powinnam siedzieć zamiast stać.
Ja miałam rehabilitantkę w domu także nie jeździłam zbytnio... A w komunikacji... Mam i tak grupę niepełnosprawności, więc jeśli nie czuję się na siłach a już wtedy z kulami zwłaszcza jak jeździłam to siedzę albo siadam jak ustąpią i się nie przejmuję... Bo nie akceptuję starszych osób na wysokich obcasach, które wielce chore są... i się czepiają że nie ustępuję... strasznie jestem na takich cięta. Ale odbiegłam od tematu...
UsuńNie czuj się jak staruszka... złamana noga to jednak powód spokojnie do tego by usiąść.
Z komunikacji jeszcze nie korzystałam - trochę się boję. Na rehabilitację (są to zabiegi, których w domu odbyć się nie da) udało mi się zapisać w szpitalu naprzeciw bloku, więc blisko i na razie to moje jedyne wyjścia, bo jednak zejście, a potem wejście po 65 schodach zniechęca mnie do innych marszrut.
Usuń