Wczoraj nareszcie miałam chwilę, by pojechać na większe zakupy i przy okazji nabyłam czarniaka, smaczną rybę z rodziny dorszowatych. Na przygotowanie obiadu już za wiele czasu nie było, więc trzeba było wymyślić coś szybkiego, ale i na tyle bogatego w smaku, by nie sięgać za chwilę po jakąś przekąskę. I tak powstało danie, któremu poświęciłam ok. kwadransa.
Składniki (na 2-3 porcje):
filet czarniaka
200 g pora
łyżka sosu chili
łyżka sosu teriyaki
2 łyżki oleju
łyżka masła
nasiona kolendry
sól
pieprz
cytryna
- Filet podzielić na dwie lub trzy kawałki. Oprószyć solą, pieprzem i mieloną kolendrą.
- Pora dokładnie wypłukać. Połowę pokroić w kostkę, połowę w pół-talarki.
- Na patelni rozgrzać olej i masło.
- Na tłuszczu obsmażyć czarniaka.
- Po odwróceniu ryby na drugą stronę wrzucić na patelnię pokrojonego pora.
- Gdy ryba będzie gotowa, wyjąć na talerzyk.
- Do pora dodać sos chili i sos teriyaki. Całość wymieszać i ewentualnie doprawić do smaku solą.
- Na talerze wyłożyć najpierw pierzynkę z pora, a potem rybę.
- Podawać z cząstkami cytryny, by danie skropić sokiem z cytryny.
Pogoda i zmiana czasu tak mi się dała ostatnio we znaki, że postanowiłam sięgnąć po jakąś wakacyjną i ciepłą książkę. Wybór padł na książkę pt. "Szczęście all inclusive" Krystyny Mirek.
Bohaterami książki są Polacy wybierający się na urlop do Grecji: Alina z mężem i synkiem Frankiem, u którego specjaliści zdiagnozowali ADHD, narzeczeni Oliwia i Jakub oraz kłócące się małżeństwo z dużym stażem. Tym samym samolotem leci do Grecji również Beata, która właśnie straciła kolejną pracę, a mama, pracująca w biurze podróży znalazła dla niej pracę pokojówki w eleganckim hotelu.
Beata skończyła geologię, ale od lat nie może znaleźć pracy w swoim zawodzie, więc chwyta się różnych zajęć. Praca pokojówki jest dla niej degradacją zawodową, ale postanawia się jej chwycić, by nabrać dystansu do swojego życia i związku z Kacprem, darmozjadem utrzymywanym przez Beatę i niespełnionym dziennikarzem bez pracy.
W hotelu dziewczyna zaprzyjaźnia się z Agnieszką, wieloletnią tutejszą pokojówką. Wprowadza ona Beatę w jej nowe obowiązki i zwyczaje panujące w hotelu.
Dziewczyny zwracają uwagę na parę polskich narzeczonych: Oliwię, zołzowatą kobietę sukcesu i przystojnego Jakuba, będącego jej partnerem nie tylko w życiu, ale i w pracy dziennikarskiej. Beacie Jakub wpada w oko. I z wzajemnością.
Przyjazd polskich turystów okazuje się nie tylko odpoczynkiem, ale również okazją do podjęcia zupełnie nowych, zaskakujących decyzji, które spowodują u niektórych diametralne zmiany w życiu.
Rozwinie się też historia znajomości Beaty i Jakuba. Na tyle, że autorka poświęciła im kolejną książkę pt. "Francuska opowieść".
Jakub postanawia kontynuować swoją przygodę z nowymi miejscami i planuje napisać na ten temat kolejnej książkę. Tym razem wyrusza do francuskiej winnicy, której właścicielem jest bogaty hrabia, a zarządcą - Aleks, Polak mieszkający tu od kilku lat. Pod jego zarządem winnica świetnie prosperuje. Być może dlatego, że mężczyzna całkowicie poświęca się tej pracy, by zapomnieć o swoim życiu osobistym i problemach, które zostawił w Polsce.
Przyjazd gości z Polski (celowo w tym poście nie podaję ich imion, by nie zepsuć niespodzianki czytelniczkom, które jeszcze nie sięgnęły po żadną z opisywanych tu książek) sprawia, że Aleks zmienia swoje wcześniejsze plany i zdanie na temat Polaków wyruszających w świat za chlebem. Z pokorą zaczyna pomagać jednym, a innym ulega ze względu na wzajemną złośliwość.
Pobyt w winnicy zostaje wszystkim znacząco skrócony, ale i tak wiele się wydarzy.
"Szczęście all inclusive" tak mnie wciągnęło, że od razu zabrałam się za kolejną część. To był świetny pomysł, zwłaszcza że "Francuska opowieść" okazała się zaskakująca i niezwykle wzruszająca. A Matylda w piękny sposób łamie stereotyp wrednej teściowej.
W książce spodobało mi się mądre zdanie na temat porozumienia pokoleń i ludzkiej mądrości:
Młodzi bardzo chętnie przychodziliby do rodziców czy dziadków w ciężkich chwilach życie, kiedy stoją na rozdrożu i naprawdę nie wiedzą, co dalej. Ale nie po ględzenie, zrzędzenie, mamranie, wtrącanie, krytykowanie - tylko po prawdziwą, mądrą, skuteczną radę. Ale takiej większość starych ludzi nie potrafi udzielić. Bo mądrość wbrew obiegowej opinii nie zawsze przychodzi z wiekiem. Bywa, że nie pojawia się nigdy. Bo nikt się o nią nie starał, nie szukał jej, nie pracował, by ją zdobyć. Więc jej nie ma.
Krystyna Mirek po raz kolejny pokazała, że można mądrze i ciepło pisać o nieporozumieniach między ludźmi oraz o rozwijającej się między nimi miłości. Obie książki udowadniają znane powiedzenie każda potwora znajdzie swego amatora.
To był cudowny czas z mądrymi, miłymi i ciepłymi lekturami, która na kilka godzin zabrały mnie z deszczowej i wietrznej Polski do słonecznej Grecji i winem płynącej Francji.
jesień |
długość ma znaczenie |
znowu miasta |
Nie słyszałam o tej rybie, wygląda bardzo apetycznie.
OdpowiedzUsuńCzasem warto kupić coś nowego i poeksperymentować :)
OdpowiedzUsuń