piątek, 8 stycznia 2021

"Cicho sza" Lisy Scottoline

W czerwcu 2017 r. krótko podzieliłam się wrażeniami z lektury "Mów do mnie" Lisy Scottoline. Tamta książka nie przypadła mi do gustu 😞 Zbiegiem okoliczności wpadła mi w ręce kolejna pozycja tej pisarki poczytnych kryminałów pt. "Cicho sza". Ależ emocje! 😃




Jake próbuje poprawić relacje z synem Ryanem. Być może dlatego pewnego wieczoru pozwala mu zasiąść za kierownicą w godzinach, gdy 16stolatek prowadzić nie może. Ta jedna decyzja uruchamia lawinę kolejnych zdarzeń, kłamstw i szybkich decyzji, często wbrew prawu. Ryan bowiem potrąca nocną biegaczkę, której nie udaje się przywrócić akcji serca. Gdy ojciec chce zadzwonić pod numer alarmowy, wychodzi na jaw, że syn kilka godzin wcześniej palił marihuanę...

To sam początek książki, choć już sporo się dzieje. Potem wydarza się jeszcze więcej, bo przede wszystkim czytelnik poznaje decyzję Jake'a oraz szereg jego kłamstw i działań dotychczas do niego niepodobnych, więc musi wymyślać wciąż nowe, by jakoś uwiarygodnić swoje postępowanie w oczach ludzi, z którymi się spotyka.

Książka jest z gatunku kryminału psychologicznego, więc jest w niej sporo zwrotów akcji i dużo rozmyślań z punktu widzenia mężczyzny - ojca dobrze zapowiadającego się koszykarza, męża świetnej sędzi i właściciela nieźle prosperującej firmy doradczej.
Czytelnik cały czas wie, że Jake bardzo żałuje swojej decyzji, że targają nim olbrzymie wyrzuty sumienia, że pierwszy raz postąpił wbrew prawu. Zna też powody, dla których tak się zachował. Poznaje też trochę prawa stanu Pensylwania, więc rozumie dalsze postępowanie mężczyzny. W trakcie lektury cieszyłam się, że nie jestem na miejscu Jake'a i jednocześnie zdawałam sobie sprawę, że nie wiedziałabym, jakiego rozwiązania bym się w takiej sytuacji podjęła i że byłaby to kwestia kilku sekund, które zaważyły na dalszym życiu całej rodziny. Z drugiej strony - czy pozwoliłabym wbrew prawu na to, by nieletni bez prawa jazy prowadził samochód nocą? W tej chwili znam odpowiedź. Ale nie jestem na miejscu Jake'a, który przez swoje wcześniejsze problemy zaniedbał relacje z nastoletnim synem i nie muszę się starać, by być świetnym rodzicem-partnerem. A przecież każdemu dorosłemu zdarza się pozwolić na coś dziecku i przekroczyć pewne granice czy normy, żeby dziecko poczuło pewne rozluźnienie, a my sami żebyśmy na moment poczuli się cool rodzicem, wychowawcą czy opiekunem...
A to dopiero pierwszy wątek całej powieści...

Zastanawia mnie jeszcze postać psychologa drużyny Ryana, a właściwie zadaję sobie pytanie: na ile psycholog/nauczyciel/wychowawca może ingerować w życie rodziny? Czy mam prawo pouczać rodziców, dawać tzw. dobre rady, odbywać z nimi rozmowy takie jak ta książkowa w toalecie? Zgodnie z prawem polskim to rodzic jest odpowiedzialny za wychowanie dziecka. Z roku na rok obserwuję duże wygodnictwo w tej kwestii i przerzucanie tego obowiązku na szkołę, dziadków czy opiekunki. "Cicho sza" spowodowała, że po raz kolejny odzywa się we mnie myśl, że rodzice nie mają żadnego przeszkolenia, żadnej wiedzy czy kompetencji w byciu rodzicami, że postępują po omacku, a z drugiej strony nie chcą żadnych rad, rezygnują z porad u specjalistów, bo "sami najlepiej wiedzą, jak wychować własne dziecko". Sęk w tym, czy na pewno? Skąd mają tę wiedzę? Na jakiej podstawie wysnuwają ten wniosek? Co czyni ich lepszymi specjalistami od ludzi, którzy mają nie tylko wiedzę, ale i doświadczenie?

W tym miejscu nie sposób nie wspomnieć o Pam, matce Ryana. To typowy rodzic-parasol - ciągle kontrolujący dziennik elektroniczny, a zatem i każdy krok syna, a z drugiej strony wiecznie obok niego i uchodzący za rodzica wspierającego, w dodatku przekonany o swojej doskonałości i najlepszym podejściu do syna. Tymczasem ma się wrażenie, że jest on osaczony przez matkę, bez możliwości pobycia ze swoimi kłopotami i zastanowienia się nad nimi. Matka jest wciąż gdzieś obok i wiecznie powtarza, że syn ze wszystkim może się do niej zwrócić. A gdy syn woli rozmawiać z ojcem, jest zawiedziona, choć wcześniej naskakiwała na męża, by stał się dobrym rodzicem i przypominała mu, że nie może być mediatorem między nim i synem.
Jake miło o niej myśli, czuje się, że jest w niej bez pamięci zakochany. Tymczasem dla mnie była egoistką i oschłą sędzią nie tylko w sądzie, ale i w domu. Denerwowało mnie też jej narzucanie własnego zdania innym oraz przekonanie o byciu idealną matką i jedną z najlepszych sędzi.

Podczas lektury czytelnik stawia sobie sporo pytań, bo książka to emocjonalny roller coaster. Może dlatego piszę o niej dopiero po dobie od przeczytania... Myślałam, że wtedy emocje nieco opadną. A tu okazuje się, że pewne tak, ale pojawiają się wciąż nowe pytania.

Zabieram po jednej gwiazdce za okładkę zupełnie nie pasującą do książki oraz epilog - jak dla mnie - zbyt amerykański ze strywializowanymi konsekwencjami dla rodziny, zwłaszcza że to nie Jake wyszedł najgorzej na swojej decyzji...

2/2021 (416 str.)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Chętnie poznam Twoje zdanie na temat tego wpisu lub przepisu. Zostawisz kilka słów w komentarzu?
Dziękuję, również za lajki na fb oraz serduszka na Instagramie :-)
Komentarze z lokowaniem produktów nie będą publikowane.