W tym roku okres świąteczny spędzam raczej w łóżku lub na kanapie. Choroba tak zwaliła z nóg, że to najlepsze miejsca 😉 Gorączka już odpuściła, a oczom już nie przeszkadza światło, więc jest czas na czytanie. W drugiej połowie roku jakbym nadrabiała zaległości z pierwszych miesięcy 😊 Na razie nie mam jeszcze siły na cięższe lektury, więc czytam takie, na które teraz czas wydaje się idealny. Potem podobne książki będą wydawać się zbyt słodkie i naiwne. A są potrzebne od czasu do czasu choćby dla relaksu.
Szymon musi w wigilię wynegocjować umowę z pewnym wydawnictwem.
Jowita martwi się, że nie ma za co urządzić kolacji wigilijnej dla siebie i córeczki Zosi, a mąż od dawna nie daje znaku z Holandii, do której wyjechał w poszukiwaniu lepszych zarobków.
Mąż Małgorzaty od dawna nie żyje. Jedynie straszy ją każdego dnia waleniem w rury i otwieraniem starej szafy w przedpokoju. Na domiar złego dopiekła swojej córce krytykując jej faszerowany mostek, co w Uli przelało czarę goryczy i kategorycznie zapowiedziała brak kontaktów z matką.
Anka zmaga się z chorobą nowotworową. Właśnie wyrzuciła z domu męża, który przez ostatnie lata okazywał jej jedynie oschłość i wzgardę. Jej kochanek z kolei spędzi Święta ze swoją rodziną. A ona nie ma ochoty jechać do swojej rodziny i słuchać - jak co roku - tych samych wyświechtanych życzeń.
Jest jeszcze Ignacy, krakowski woźnica, który tak pokochał konie, że zabrakło mu już miłości do jakiejkolwiek kobiety i doczekał starości w marnej suterenie, ciesząc się, że obok na podwórku znalazło się miejsce na mini stajenkę dla jego starego i nieodłącznego siwka Adasia (Adagia).
Historie, jakich wiele w polskich domach.
Czytając tę książkę, początkowo myślałam, że są to zwykłe opowiadania. Z czasem zaczęło docierać do mnie, że poszczególne historie łączy ten sam krakowski adres w pobliżu Plant. Zdałam sobie też sprawę, że w świątecznej literaturze nie może być tak, że autorki skupią się jedynie na problemach swoich bohaterów, że musi być ciąg dalszy i jakieś rozwiązanie poszczególnych sytuacji.
"Okruchy dobra" czytało się trochę tak, jakby zaglądało się ludziom do okien. Zazwyczaj mamy wrażenie, że problemy dotykają tylko nas, że innym życie się jakoś układa, że doznają szczęścia, że mają wsparcie wśród najbliższych. Justyna Bednarek i Jagna Kaczanowska uświadamiają jednak, że tak naprawdę każdy z nas przeżywa swoje tragedie lub kłopoty i stara się je załatwić we własnym zakresie lub przeżywa je w zaciszu swojego domu, nie chcąc obarczać nimi innych. Gdyby zajrzeć do każdego mieszkania, można by było usłyszeć zupełnie inną historię przeplataną życiowymi wzlotami i upadkami. Ważne, by nie rozsiadać się w tych problemach i żyć mimo nich.
Bo wystarczy jeden okruch dobra i życie zaczyna nabierać kolorów, i gdzieś na widnokręgu jawi się jakaś przyszłość lub nadzieja na zmianę. A tym okruchem może być znaleziony przypadkowo zziębnięty kociak czy oddany dowód osobisty zawieruszony przez roztrzepaną urzędniczkę. Może to być okoliczny pijaczek, który wypowie jakieś rozsądne zdanie lub opowie historię świętego. Może to być niespodziewany bratanek, który potrzebuje noclegu na jedną noc. Albo sąsiadka, która pożyczy pieniądze, by jednak kupić jakieś śledzie i przygotować wigilijny posiłek. O dobrym słowie wypowiedzianym nieświadomie czy przez przypadek już nie wspominam.
Jest to miła, niezobowiązująca lektura, która marazm zamienia w cukierkową aurę zaśnieżonego Krakowa podzwaniającego dzwonkami powozu. Pewnie kiedy indziej książka okazałaby się zbyt cukierkowa, a zakończeniem - wyssana z palca. Ale co tam! W Święta wszystko może się zdarzyć 😀
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Chętnie poznam Twoje zdanie na temat tego wpisu lub przepisu. Zostawisz kilka słów w komentarzu?
Dziękuję, również za lajki na fb oraz serduszka na Instagramie :-)
Komentarze z lokowaniem produktów nie będą publikowane.