Od Świąt mój blender kielichowy nie odpoczywa, bo każdego dnia raczę się koktajlami warzywno-owocowymi. Większość z nich ma kolor ecru lub zielony (jak dziś), bo na razie nie ma naszych owoców jagodowych. Mam nadzieję, że latem będę mieć podobne zacięcie, by robić takie koktajle z owoców z mojego ogrodu lub z lasu. Zazwyczaj w koktajlach miksuje się warzywa i owoce, a zapomina się o rozpuszczalnikach, równie ważnych co główne składniki. U mnie znalazło się miejsce również na nie.
Składniki (na 2 szklanki):
3 łodygi selera naciowego
5 gałązek pietruszki
gruszka
łyżka oleju lnianego
łyżka octu jabłkowego
łyżka miodu
czarny sezam do posypania
- Seler naciowy obrać z włókien. Pokroić na kawałki i wrzucić do blendera.
- Natkę pietruszki pokroić na drobno. Dorzucić do selera
- Z gruszki usunąć gniazdo nasienne. Pokroić i wrzucić do blendera.
- Do blendera dodać olej lniany, ocet jabłkowy i miód.
- Wszystko zblendować. Ewentualnie dolać wody, by otrzymać żądaną konsystencję.
- Posypać z wierzchu czarnym sezamem.
Z tęsknoty za pachnącym bzem i innymi wiosennymi kwiatami sięgnęłam po książkę Sylwii Trojanowskiej pt. "A gdyby tak...". Jednocześnie pozostaję wciąż przy kobiecych lekturach.
Zuzanna i jej znajomi spędzają czas na wyjazdowej konferencji dla nauczycieli. Czekają w napięciu na jedne z ważniejszych zajęć, które w zastępstwie prowadzi Aleksander Baczyński, którego Zuza poznała na studiach. Piętnaście lat wcześniej na wyjeździe do Anglii połączyło ich gorące uczucie, które jak szybko ich ogarnęło, tak szybko musiało się skończyć ze względu ma mrożącą dla Zuzy wiadomość.
Od tamtego czasu wiele się zmieniło w życiu obojga. Zuzanna zdążyła wyjść za mąż i się rozwieść, a Aleksander został profesorem metodyki nauczania języka angielskiego i zamieszkał w Poznaniu.
W Aleksandrze dawne uczucie na nowo zostało rozbudzone. Zuzę natomiast miotają wątpliwości - czy pozostać przy swoim bezpiecznym życiu i spotkaniami z mężczyznami wtedy, gdy ma na nie ochotę, czy też udać się w nieznane, czyli poddać się danemu gorącemu uczuciu i rzucić się w ramiona bawidamka.
Książka od pierwszych stron bardzo mnie wciągnęła. Wzruszyłam się i wzburzyłam historią z dzieciństwa Zuzy. Dlatego, gdy akcja się rozwinęła i Zuza zdecydowała się na podtrzymanie znajomości z Aleksandrem, miałam dość. "Jak to?" - pytałam. "Emocje i tragedia w dzieciństwie niczego cię nie nauczyły?", "Chcesz przeżywać dokładnie to samo co twoja matka?".
Od tego czasu książkę czytałam na raty po 10 stron, bo nie dałam rady więcej i czekałam jej końca. Dramatyczna informacja, która miała zmienić wszystko, od samego początku, gdy pojawiły się pierwsze wzmianki, była przewidywalna.
Do tego doszły błędy językowe. Gdy przeczytałam je jako wypowiedzi matki Aleksandra, kobiety dystyngowanej i dobrze wykształconej, zaczęły denerwować jeszcze bardziej (chodzi mi m. in. o używanie dłuższych form zaimków osobowych w środku zdania, głównie "ciebie" zamiast "cię").
Byłam zawiedziona też zakończeniem.
31/2018 (360 str.)
u Darii |
słowo |
wiosna/zielony |
wiosna |
Oj wbiłaś mi klin... Miałam w planach tę książkę, a teraz się waham.
OdpowiedzUsuńLenko, książka ma wysokie opinie, więc może tylko ja taka sceptyczna jestem... Może Tobie się spodoba.
OdpowiedzUsuń