poniedziałek, 30 kwietnia 2018

Przyroda szaleje i "Francuskie zlecenie"

Tegoroczna wiosna rozpieszcza nas wysokimi temperaturami. Mam wrażenie, że przyroda totalnie oszalała, jakby chciała nadrobić stracony czas z 2017 roku. Nie pamiętam, by zdarzyło się w kwietniu, że grusze i wiśnie zakończyły kwitnienie. Mam ogród w dość chłodnym i kapryśnym miejscu, więc rośliny zazwyczaj rozwijają się z kilkudniowym opóźnieniem w stosunku do tych samych roślin w okolicy. Ale w tym roku mnie zwyczajnie zadziwiają począwszy od sadzonek, które przygotowywałam przed Wielkanocą przez rośliny zdobne po drzewka owocowe. Przeszła mi też alergia, która dopadła mnie wcześniej niż zwykle i z niezwykłym nasileniem. Zresztą zobaczcie sami, jak wyglądają tegoroczne rośliny pod koniec kwietnia.



Fiołek,


konwalia i


bez od teraz kojarzyć mi się będą nie tylko z majem.


Funkie już mocno wyrośnięte.


Mahonię -jak zawsze - chętnie odwiedzają pszczoły.


Pąki peonii goszczą mnóstwo mrówek.


Moje rododendrony wciąż w pąkach, więc wciąż nie wiem, czy przetrwały zimę.


Tydzień temu byłam w Wałbrzychu. Tamtejsze rododendrony zawsze są wybujałe i niezwykle cieszą oko, nawet jeśli pąki dopiero zaczynają pękać.


Najstarszy krzew pigwowca pyszni się w całej okazałości.


Udało mi się jeszcze uchwycić kwiat sasanki


i ostatnich w tym roku tulipanów.


Świetnie mają się zawilce wielkokwiatowe, które co roku niesamowicie się panoszą i zajmują coraz większy obszar.


W okolicy mniszek lekarski zupełnie oszalał. Są go całe połacie i mam ochotę na zrobić syrop mniszkowy, jeśli czas pozwoli.


Rozochocona piękną pogodą i sporymi sadzonkami kwiatów jednorocznych, postanowiłam wsadzić je do gruntu, mimo że do ziemnych ogrodników jeszcze 2 tygodnie.




Dawno nie czytałam niczego autorstwa Anny J. Szepielak, którą kiedyś uwielbiałam. Postanowiłam sięgnąć po Jej debiut - "Francuskie zlecenie".

Dzięki małemu przekrętowi koleżanki i kobiecej wrażliwości Ewa zyskuje intratne zlecenie wykonania fotografii ekskluzywnej kwiaciarni i posiadłości w malowniczej Prowansji.
Na miejscu okazuje się, że posiadłością zarządzają kobiety z niektórych tylko pokoleń, a mężczyznom przypada w udziale prowadzenie winnicy.
Konstancja, najstarsza w rodzie, właśnie przekazuje posiadłość wnuczce, ale nie bardzo podobają się jej zmiany, które chcą wprowadzić młodzi. Przyzwyczaiła się do pewnego schematu życia, więc trudno jej pogodzić się z planami młodszych od siebie. W dodatku wciąż żyje wspomnieniami, w które wplątuje się Ewa.

Książkę czyta się bardzo przyjemnie, zwłaszcza gdy na dworze panuje aura podobna do tej opisanej przez autorkę. Jak na książkę, której akcja rozgrywa się w Prowansji zabrakło mi opisów jedzenia. Autorka wymienia potrawy (posiłki kilkudaniowe), ale brak mi bardziej szczegółowych informacji o tym, jak wyglądały, jak były przyrządzone i doprawione oraz o wrażeniach smakowych.
Sama fabuła jest dość wartka. Bardzo się cieszę z wplecenia w nią przeszłości, by czytelniczka mogła lepiej zrozumieć i poznać Konstancję oraz całą rodzinę. Trochę gubiłam się w wielości imion, ale dzięki wyrazistości postaci i charakterystycznemu językowi udawało mi się szybko rozpoznawać, kto zacz.
Kibicuję bardzo Aleksowi, by udało mu się dopiąć swego i zrealizować marzenia wbrew zdaniu prababci.

Swoim spotkaniem z cykadami Ewa przypomniała mi moje wrażenia, gdy pierwszy raz usłyszałam je w Awinionie. Owady również nie wzbudziły mojej sympatii, nie tylko ze względu na wydawany bardzo głośny dźwięk 😉
Bardzo udany debiut. Polecam! A sama chyba za chwilę sięgnę po kolejną część, czyli "Francuski klejnot".

35/2018 (368 str.)

wiosna

http://www.kraina-ksiazka-zwana.pl/2018/01/podsumowanie-wyzwania-czytelniczego.html
u Darii
słowo
wiosna/zielony

5 komentarzy:

  1. Pięknie się dzieje w tym Twoim ogrodzie :)
    Cudny ten pigwowiec i nietypowe odmiany tulipanów :)
    Mnie się marzy ogród z różanecznikami... no tyle, że ja co kilka tygodni mam inną wizję tego wymarzonego miejsca :)

    Książki nie czytałam, ostatnio to w ogóle mało czytam, chyba że gazety ogrodnicze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Dbam o ogród, jak mogę, choć mogę to robić jedynie w weekendy i w czasie urlopu :(
      U Ciebie cieplej i różanecznikami możesz cieszyć oko. Ja mam 2 (+ kilka, które zmarzły) i słabo sobie radzą. Różaneczniki są piękne :) Szkoda, że kwitną tak krótko. A może lepiej hortensje? Jest sporo odmian i kwitną całe lato.
      Ja też mniej czytam - praca, praca, praca (jak nie zawodowa, to ta dla relaksu w ogrodzie).

      Usuń
    2. Och, hortensje też są przepiękne zwłaszcza gdy kwitną na niebiesko (już wiem, że jest to zależne od ph ziemi), a na dodatek ich kwiatostany mogą przetrać jesień, a nawet zimę i nawet jeśli nie zachowują koloru to i tak są ozdobą.
      Ale gdybym miała ogród to spróbowałabym hodować też różaneczniki. Wczoraj oglądałam w Mai w ogrodzie ogród z samymi różanecznikami w różnych kolorach. Obłędnie wyglądały podczas kwitnienia.

      Usuń
    3. Różaneczniki są niezaprzeczalnie bardzo piękne :) Mnie zawsze żal, że nie kwitną cały sezon.
      Dlatego doceniam hortensje :)

      Usuń

Chętnie poznam Twoje zdanie na temat tego wpisu lub przepisu. Zostawisz kilka słów w komentarzu?
Dziękuję, również za lajki na fb oraz serduszka na Instagramie :-)
Komentarze z lokowaniem produktów nie będą publikowane.