Po "Muchomory w cukrze" sięgnęłam dzięki akcji darmowych książek na jesień portalu Czytaj PL. Skusiła mnie okładka i mała liczba stron. Nie czytałam oficjalnej notki wydawniczej. Czy było warto?
Grupka pięciorga przyjaciół właśnie zdała maturę i planuje swój pierwszy i być może ostatni wspólny wyjazd na wakacje. Fio, Hanna, Wenus, Kostek i Robin wybrali różne studia i nie wiadomo, czy za rok będą nadal utrzymywać kontakt na tyle bliski, by gdzieś wspólnie pojechać. Tegoroczne wakacje okazują się idealne na taki wypad. W dodatku zaproponowana przez Kostka miejscówka, jaką jest domek z drewna i szkła w polskich górach kusi nicnierobieniem i swobodnym spędzaniem czasu. Zaproszenie od Adama, właściciela domku i jednocześnie przyszywanego brata Kostka, przyjmują zatem z entuzjazmem.
Powtórzę, że nie czytałam wcześniej oficjalnej notki wydawniczej. Przeczytałam ją po zakończeniu książki. I to kolejny raz, gdy przekonuję się, że kiedyś podjęłam dobrą decyzję. Bo gdybym to zrobiła, niecierpliwie czekałabym na akcję, która spełniałaby zapisane w niej zdania. A tymczasem skupiłam się na poznaniu bohaterów i na tym, że jednak pewne rodzaje zachowań młodzieży pozostają w Polsce niezmienne - brak dorosłych w pobliżu skutkuje spożywaniem śmieciowego jedzenia w połączeniu z duuużą ilością alkoholu i papierosów.
Owszem, denerwowała mnie postać Fio, która prowadzi całą opowieść. Dziewczyna od kilku lat przeżywa przedwczesną śmierć swojej matki. Jest hipochondryczką, która nie lubi niczego, czego wcześniej nie znała, a mimo to wybiera się w nieznane z grupą znajomych. Dziewczyna jest pełna denerwujących sprzeczności. Można to zrzucić na młody wiek oraz brak terapii, na którą namawia ją ojciec i któremu mówi stanowcze nie, jakby chciała się wciąż nurzać w swojej tęsknocie i smutku.
Przez niemal całą książkę zadawałam sobie pytanie, w jakim celu została napisana. Bo chyba nie chodziło o opis wakacji młodych ludzi, którzy zerwali się z postronków? I gdy już czytelnika totalnie zżera nuda, ale do końca zostało niewiele stron, autorka serwuje mocne doznania, które po chwili zastanowienia stają się jakby na siłę i wyssane z palca. Po całej lekturze w czytelniku zostaje pytanie: "naprawdę czytałam to dla kilkunastu minut bredni, które stają się kwintesencją akcji?".
Książka ciekawie i sielsko się zapowiadała, a zakończenie spowodowało, że poczułam się jak nabita w butelkę. Autorka zmarnowała potencjał książki, która zapowiadała się na fajną obyczajówkę młodzieżową, a stała się .... No właśnie: czym? Thrillerem? Kryminałem? Na takie miano trzeba się postarać i zasłużyć. Nie może być nazwana tym mianem z powodu akcji na kilkanaście ostatnich stron.
To też powoduje, że książkę oceniam za beznadziejną. Cieszę się, że czytałam ją w darmowej wersji, nie wydałam na nią nawet grosza i nie poświęciłam nawet sekundy, by wypożyczyć z biblioteki.
Nie dziwię się opiniom ludzi, którzy przeczytali notkę wydawniczą i liczyli na coś więcej.
Nie polecam!
30/2013 (280 str.)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Chętnie poznam Twoje zdanie na temat tego wpisu lub przepisu. Zostawisz kilka słów w komentarzu?
Dziękuję, również za lajki na fb oraz serduszka na Instagramie :-)
Komentarze z lokowaniem produktów nie będą publikowane.