sobota, 11 lutego 2017

Krem z marchwi z pomarańczową soczewicą i "Błękitny zamek"

Krem z marchewek od dawna chodził mi po głowie. Nie chciałam jednak, by zupa była słodka i postanowiłam przełamać jej smak dodatkiem odpowiednich przypraw. Moja zupa nie ma intensywnie pomarańczowego wyglądu, bo oprócz zwykłych marchewek dodałam sporą marchew żółtą, która traci kolor podczas gotowania. Ponieważ ostatnio gotowałam wiele zup-kremów, nadszedł czas na zmiany - dodałam do niej pomarańczową soczewicę.




Składniki (na 5 porcji):


3-4 duże marchewki
mała pietruszka
kawałek selera
cebula
250 ml pomarańczowej soczewicy
500 ml wody
2 cm imbiru
łyżeczka mielonego kminku
pół łyżeczki mielonej kolendry
sól
pieprz kolorowy
szczypiorek
olej do smażenia

  1. Warzywa obrać i pokroić na kawałki.
  2. Do dużego garnka wlać 2 łyżki oleju, rozgrzać i wrzucić marchew, pietruszkę i seler. Podsmażyć.
  3. Na koniec dodać pokrojoną cebulę. Wymieszać.
  4. Gdy cebula zacznie pachnieć, wlać wodę (powinno być jej tyle, by przykryła warzywa). Doprowadzić do wrzenia, zmniejszyć moc palnika i gotować do miękkości warzyw.
  5. Soczewicę dobrze wypłukać w kilku wodach, przecierając ziarna między palcami.
  6. Do wypłukanej soczewicy wlać 500 ml wody. Gotować do miękkości.
  7. Warzywa zmiksować ręcznym blenderem.
  8. Do warzywnego kremu dodać zawartość garnka z soczewicą. Całość wymieszać.
  9. Zupę doprawić do smaku mielonym kminkiem, mieloną kolendrą, startym świeżym imbirem, kolorowym pieprzem i solą. Jeśli zupa jest zbyt gęsta, dolać wodę.
  10. Całość powtórnie zagotować.
  11. Podawać zupę ze świeżym szczypiorkiem.



https://weekendywdomuiogrodzie.blogspot.com/2017/02/nasiona-roslin-straczkowych-na-talerzu.html


Pisząc o swoich wrażeniach po przeczytaniu "Księgarenki przy Wiśniowej", wspomniałam, że do tej pory nie przeczytałam tylko jedną książkę Lucy Maud Montgomery, a tomik świątecznych opowiadań uświadomił mi, że nie czytałam "Błękitnego zamku", jedynej powieści autorki dla dorosłych czytelniczek.

Bohaterką "Błękitnego zamku" jest 29-letnia Valancy Stirling, mieszkająca z pedantyczną i stanowczą matką oraz podstarzałą kuzynką-wdową Stickles w kanadyjskim miasteczku Deerwood.
Kobieta wychowywana od dziecka w rygorze i chłodnej atmosferze wyobrażała sobie, że mieszka w Błękitnym Zamku w Hiszpanii. Z biegiem lat w zamku pojawiali się inni jej adoratorzy, których rzeczywistość poskąpiła Valancy. Kobieta żyła w przekonaniu, że jest niezbyt urodziwa przez swje ciemne włosy, zbyt mały nos i brązowe lekko skośne oczy. Miała też poczucie bycia gorszą od reszty rodziny, która wciąż dawała jej do zrozumienia, że coś z nią nie tak, skoro żaden mężczyzna nią się nie zainteresował.
Któregoś dnia kobieta postanowiła to zmienić. Zapowiedziała matce i kuzynce, że mają przestać do niej mówić Doss, wbrew matce ścięła krzak róży, który otrzymała od innej kuzynki, a na dodatek udała się do innego niż zwykle lekarza, gdyż czuła, że jej  serce nie funkcjonuje, jak trzeba. Lekarz postawił diagnozę i powiadomił, że rzeczywiście ma chore serce i został jej jakiś rok życia. W tej sytuacji Valancy zdecydowała, że najwyższy czas zacząć się cieszyć życiem i przeżyć je po swojemu. W czasie uroczystej rodzinnej kolacji postawiła się całemu klanowi Stirlingów, a następnie wyprowadziła do miejscowego cieśli i pijaczka, Ryczącego Abla, który grywał na różnych zabawach, by poprowadzić mu dom i zaopiekować się jego córką Cissy w ostatniej fazie suchot. Kobieta nareszcie zarabiała swoje pieniądze, za które mogła kupić modną suknię z dekoltem i bez rękawów, mogła też pojeździć samochodem z cieszącym się złą sławą Barneyem Snaithem, wybrać się pierwszy raz na wiejską zabawę itd.
Ale czy pod wpływem tych zmian znajdzie swój Błękitny Zamek? Czy uda jej się spełnić własne marzenia i naprawdę cieszyć się życiem?

Książka pozytywnie mnie zaskoczyła. Autorka napisała mądrą i prawdziwą książkę o ludzkich przywarach, o widzeniu w innych drzazgi, a niedostrzeganiu belki w sobie. Nieustannie kojarzyła mi się z polską "Moralnością pani Dulskiej", ale książka L. M. Montgomery jest napisana w innym tonie. Jedną i drugą łączy charakterystyczna małomiasteczkowa atmosfera dawnych (a może i współczesnych?) lat, gdzie liczy się zewnętrzny wizerunek oraz to, co ludzie zobaczą i powiedzą.

Tytuł z dowodu

Czytam zekranizowane książki!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Chętnie poznam Twoje zdanie na temat tego wpisu lub przepisu. Zostawisz kilka słów w komentarzu?
Dziękuję, również za lajki na fb oraz serduszka na Instagramie :-)
Komentarze z lokowaniem produktów nie będą publikowane.