sobota, 17 sierpnia 2024

"Miasto świętych mężów" Luisa Montero Manglano

Jak się powiedziało A i B, to należy powiedzieć również C 😉 Więc jeśli przeczytało się "Stół króla Salomona" i "Łańcuch proroka", to wypadało przeczytać ostatnią część serii "Poszukiwacze" Luisa Montero Manglano. 




Po wydaleniu z Narodowego Korpusu Poszukiwaczy Tirso Alfaro zaczyna współpracować z agentką Lacombe w Interpolu. Porzuca zatem Madryt i przeprowadza się do Lyonu. Jedna z misji Interpolu prowadzi go do Londynu, by zakończyć problem zaistniały w Tate Modern. Przy okazji tej sprawy policja londyńskiego City prosi o konsultację w sprawie dokumentu skradzionego paryskiego profesorowi. Sęk w tym, że profesor ani jego rodzina nigdy nie byli jego właścicielami. Nie mogli być, bo był znaleziony przez Tirsa kilka miesięcy wcześniej...
Dołącza do Bańki, który jako jedyny pozostał w Korpusie i rozpoczynają prywatne śledztwo, które wiedzie... oczywiście do korporacji Voynich. A celem jest odnalezienie właściwego stołu króla Salomona, który został wywieziony przez zakonników do Ameryki jeszcze zanim została odkryta przez Kolumba.

Muszę przyznać, że ten to zapowiadał się najbardziej obiecująco. Około 400 stron po prostu pochłonęłam w mgnieniu oka, zwłaszcza że autor zaprowadził mnie ponownie w miejsca, które dane mi było zobaczyć, czyli na ulice Londynu, do Tate Modern i mostu Milenijnego, ale też do Orviedo w malowniczej Asturii. Fabuła była prowadzona dynamicznie i ekscytująco oraz ciekawie zaskakiwała.
Znudzenie dopadło mnie, gdy akcja przeniosła się do Ameryki Południowej i związana została z postacią ojca Saula. Od początku wiadomo, że coś tu nie gra, jakby autor nie znał obowiązków kapłanów. I nawet nie chodzi o to, że Saul nie robił niczego, co powinien robić misjonarz. Cały wątek związany z klerem jest zwyczajnie nieprawdziwy.
No i te maszyny w dżungli 🫣🥶 Przez 2 tomy autor przyzwyczaił mnie do literatury sensacyjnej, a tu dostałam jakieś nieudolne fiction, jakby zabrakło mu pomysłu, co jeszcze można skomplikować w drodze do stołu króla Salomona.
Duża część książki była znakomita. Końcówka niestety wszystko zepsuła 😪 Była przewidywalna już od samego początku, gdy Danny spotkała się ze swoją matką. Szkoda.

Na domiar złego bardzo denerwujący był częsty w książce błąd językowy, czyli używanie słowa "oboje", gdy chodziło o dwóch mężczyzn. Gdzie podziały czasy korektorów?

Niezależnie od zakończenia serii cieszę się, że ją przeczytałam. Dzięki niej wróciłam do tak pięknych miejsc jak City w Londynie, Orviedo, Saragossy, Toledo czy Lizbony. Może kiedyś uda mi się odwiedzić Madryt, bo na razie widziałam tam tylko lotnisko.
Jest jeszcze jeden plus tej serii. Dotyczy legendy stołu Salomona i postaci wiedźmy o imieniu Lilith, którą autor wiąże z postacią królowej Saby. A od kilku miesięcy mam w biblioteczce książkę Ewy Kassali o królowej Saby właśnie.

23/2024 (640 str.)

koło ratunkowe



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Chętnie poznam Twoje zdanie na temat tego wpisu lub przepisu. Zostawisz kilka słów w komentarzu?
Dziękuję, również za lajki na fb oraz serduszka na Instagramie :-)
Komentarze z lokowaniem produktów nie będą publikowane.