piątek, 5 maja 2017

Początek maja w ogrodzie i "Irlandzki sweter"

Tuż po Świętach Wielkanocnych obawiałam się o stan swoich roślin w ogrodzie, bo temperatura spadała nad ranem nawet poniżej -10 stopni C (mamy dość chłodny mikroklimat). Nie spodziewałam się takiego obrotu rzeczy, więc rośliny w żaden sposób nie były zabezpieczone. Skończyło się na przemarznięciu niektórych łodyg ogromnej róży tuż przy schodach, części krzaka rododendrona, szparagów i hortensji, które pewnie w tym roku nie zakwitną, bo zmarzły starsze łodygi :(



Przetrwały jednak drzewka owocowe, które dopiero teraz kwitną lub zaczynają kwitnąć, co oznacza, że będę miała z czego robić przetwory 😊

Tak wyglądają kwiaty jabłoni w chłodniejszych częściach ogrodu, a niżej



kwiaty jabłoni w najcieplejszej części.


W pełnym rozkwicie są wiśnie.


Przetrwała jedyna czerwona porzeczka, która z roku na rok staje się coraz większym krzakiem, choć wciąż nie dorównuje tym, które pamiętam z dzieciństwa.


Na czarnych porzeczkach uwijają się pszczoły, jakby chciały nadrobić stracony czas. Nic dziwnego - znów pasieka uszczupliła się o kilka rojów 😌


 Pszczół sporo jest też na pigwowcach...


i mahonii.


Wbrew powszechnej opinii pszczoły zupełnie nie są zainteresowane mniszkami, które całymi połaciami kwitną wszędzie wokół.


Przekwitają już sasanki i


szafirki.


Nadszedł natomiast czas na kwitnienie fioletowych tulipanów.


Po ciemnych pędach bluszczyka kurdybanka widać, że chłód również jemu dał się we znaki.


Rozpoczął się maj, więc widać pierwsze pąki konwalii majowej


 Kwitną fiołki, ale w tym roku nie czuć wokół w nich ich niesamowitego zapachu 😔


Jedna z odmian funkii prezentuje się już okazale. A wokół niej niestety pojawiły się chwasty 😏


 Imponujące pędy wypuściły też kokoryczki. Na ich kwitnienie przyjdzie poczekać ok. dwóch tygodni.






Wczorajszy chłodny i mokry dzień natchnął mnie do lektury "Irlandzkiego swetra" Nicole R. Dickson. To książka, która długo czekała w biblioteczce. Gdybym wiedziała, co w sobie zawiera, zaczęłabym czytać od razu.

Podobnie do zamierzeń Autorki (rozmowa z Nią znajduje się na końcu książki) trudno wskazać jednoznacznie głównego bohatera. Ja widzę tu dwie postaci: Rebekę, ok. 80-letniego Seana oraz wyspę i swetry (ganseje) z przeróżnymi wzorami.

Wiosną amerykańska archeolog (Rebecca) przybywa ze swoją 6-letnią córką Rowan (jej imię oznacza jarzębinę i jest raczej nazwiskiem irlandzkim) na rodzinną irlandzką wyspę swojej przyjaciółki z czasów licencjatu (Sharon). Ma tu spędzić 2 miesiące na badaniach i wywiadach związanych z tutejszym starym zwyczajem dziergania charakterystycznych swetrów noszonych przez rybaków.
Jednym z takich doświadczonych rybaków jest Sean, który w samotności przeżywa tragiczną śmierć swoich synów. Obwinia się za nią od ponad 40 lat. Każdego dnia wypływa na swoim curraghu, by złowić ryby i przygotować z nich posiłek. Jest też ekspertem od pogody i codziennie informuje o niej właściciela pubu, a stąd informacja roznosi się po całej wyspie.
Po narodzinach swoich synów Sean stał się nieugiętym i agresywnym psychicznie człowiekiem. Dał się mocno we znaki swojej rodzinie. Ale najważniejszy był dla niego cel - wychować chłopców na twardych i prawdziwych mężczyzn, bo "rybak (...) nie mógł pozwolić sobie na lęk - zwłaszcza cudzy lęk. Strach wzbudzał panikę,panika przynosiła chaos, a ostatnią rzeczą, jakiej potrzebował rybak, była nieprzewidywalność".

Rebeka od 6 lat żyje przeszłością przez dwa lata wypełnioną agresją. W spojrzeniu Seana znajduje to, co do dziś nie daje jej spokoju i dlatego nie pozwala Rowan na rozmowy z mężczyzną. Jednak dziewczynkę ciągnie do starca, a jego do niej...

Autorka "Irlandzkiego swetra" wiedzie nas ścieżkami wyspy, przez losy bohaterów i zwyczaje mieszkańców wyspy jak seanchai - bajarze, gawędziarze, historycy i strażnicy przeszłości. Udało jej się zbudować cudowną atmosferę. Dużo w niej mądrości o życiu,miłości, dawaniu wolności innym i rozprawienia się z przeszłością. Ale autorka skupia się też na codzienności, przez co powieść jest bliska zwykłemu śmiertelnikowi.


Książka przypomniała mi o dawno zapomnianym zwyczaju podobnym do tego, o czym czyta się w "Irlandzkim swetrze". Mianowicie o maczaniu palców w wodzie święconej po wejściu do domu i wypowiadaniu słów błogosławieństwa. Czasem w starych domach widuję jeszcze naczynka z krzyżykiem na futrynach przy drzwiach. W książce Autorka wspomina o muszlach z wodą.
Książka uświadomiła mi, że od kilku lat nie miałam drutów w rękach i przypomniała moje dawne robótki i swetry, które kiedyś nałogowo dziergałam. Nie były mi straszne żadne wzory, ale nie miały one żadnego ukrytego znaczenia. Robiłam je, bo mi się podobały. A wzory na irlandzkich gansejach miały coś symbolizować. Dlatego były jedyne w swoim rodzaju, co sprawiało, że właśnie po swetrach rozpoznawano ofiary oceanu.

Polecam tę piękną książkę wszystkim stęsknionym za normalnością, niespiesznym życiem, swoją tożsamością i zachwytem tym, co nas otacza. A namiastką książki niech będą słowa wypowiedziane przez jedną z bohaterek:

"(...) jesteśmy tu i teraz, by wytrwać z nieustępliwą nadzieją, wierzyć, że jutro nadejdzie. (...) śpiewamy, jakby był najpiękniejszy dzień i żyjemy przepełnieni zachwytem. (...) W nas uniesienie wywołuje fakt, że budzimy się każdego dnia, wsiadamy do łodzi, karmimy rodziny, patrzymy na wnuki. Żyjemy w taki sposób, aby coś dla nich jeszcze zostało. A kiedy nadchodzi śmierć, wciąż jest jutro, wciąż jest dzień, w którym opuszczamy ten świat i odradzamy się w innym. (...) Zachwycamy się słodko-gorzkim życiem toczonym na tych wyspach, będących tylko skałami przynoszącymi nam trudy, ale i dającymi życie oraz miłość. Tym właśnie jest gansej i w tej właśnie postaci moja rodzina przekazuje swoją mądrość z pokolenia na pokolenie każdemu, kto tu się urodzi. Robi to w imieniu tych, którzy byli tu wcześniej."

żyje/nie żyje/nie dotkniesz
żyje/nie żyje/nie dotkniesz
Wyzwanie czytelnicze 2017 | Wiedźmowa głowologia
Ubranie


2 komentarze:

  1. Piękne te zdjęcia z ogrodu, najśliczniejsze są kwiaty wiśni. Cudowne!

    Dobrze, że piszesz o książce. Mam ją w domu nieczytaną, a widzę, że naprawdę warto zmienić ten stan rzeczy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Pochmurno było przy fotografowaniu wiśni, ale jakoś się udało...

      Co do książki - widziałam ją na jednym z Twoich dywanów. Mnie się podobała bardzo. Ostatnio polecałaś mi książki, których akcja dzieje się w małych miasteczkach. Tu jest podobnie, choć na wyspie. Polecam! :)

      Usuń

Chętnie poznam Twoje zdanie na temat tego wpisu lub przepisu. Zostawisz kilka słów w komentarzu?
Dziękuję, również za lajki na fb oraz serduszka na Instagramie :-)
Komentarze z lokowaniem produktów nie będą publikowane.