sobota, 11 sierpnia 2018

Najlepsza pigwówka i "Leśna Trylogia" t. 2 i 3

Owoce pigwowców właśnie dojrzewają, więc niektórzy zaczną myśleć o nalewce na ich bazie. Latami szukałam dobrego przepisu na pigwówkę. Wypróbowałam cztery. Każdy dawał alkoholową ciecz, która nie przyciągała ani smakiem, ani wyglądem, ani - co dla mnie ważne w przypadku owoców pigwowca - aromatem. Wreszcie postanowiłam zrobić po swojemu. W końcu od wielu lat robię różne nalewki dla zdrowotności i poprawy nastroju, więc nie tylko doświadczenie, ale i wiedzę jakąś posiadam 😉 Z moich eksperymentów wynika, że wszystkie te przepisy, które mówią o obróbce termicznej pigwowców (tych malutkich i aromatycznych "jabłuszek", a nie dużych, omszałych "gruch"; o różnicach między pigwowcami ani pigwami pisałam tutaj <klik!>) przygotowywanych na nalewkę, są do wyrzucenia. Owoce tracą w ten sposób kolor i aromat, a przecież nalewka ma ładnie wyglądać i pachnieć nie tylko spirytusem. Jak zatem zrobić najlepszą pigwówkę? O tym niżej.




Składniki:


1,5 kg owoców pigwowca (masa przed pozbyciem się pestek)
litr spirytusu
0,7 kg cukru
0,4 litra przegotowanej wody

  1. Owoce pigwowca pozbawić pestek oraz pozostałości po kwiatach i ogonku. Wrzucić do słoja i zalać spirytusem. Pozostawić na miesiąc w ciepłym (np. obok kaloryfera), ale zacienionym miejscu.
  2. Po miesiącu zlać nalew, a owoce zasypać cukrem.
  3. Każdego dnia mieszać słojem. Czas uzyskania drugiego nalewu zależy od czasu, w jakim cukier całkowicie się rozpuści.
  4. Owoce odcedzić i przelać wodą.
  5. Oba nalewy i wodę z płukania owoców połączyć i przechować w słoju jeszcze miesiąc. W tym czasie nalewka się sklaruje.
  6. Nalewkę przelać do butelek. Przechowywać w zacienionym miejscu.


Jeśli masz ciekawe przepisy na przetwory i chcesz się nimi podzielić, zapraszam do udziału w kolejnej edycji akcji kulinarnej "Róbmy przetwory!". Szczegóły po kliknięciu na baner niżej.


https://weekendywdomuiogrodzie.blogspot.com/2018/07/robmy-przetwory-5-zaproszenie-do-udziau.html
Zapraszam :)


W ubiegłym roku przeczytałam pierwszy tom Leśnej Trylogii Katarzyny Michalak pt. "Leśna Polana". Postanowiłam ją dokończyć, by poznać dalsze losy Gabrieli, Majki i Julii oraz trzech braci Prado.

Fabuła "Czerwieni jarzębin" kręci się wokół bestii, czyli Adolfa Kuchty, znanego obecnie pod nazwiskiem Józefa Kuchcińskiego. Nadal stwarza on realne zagrożenie dla Gabrieli, jej ojca oraz znienawidzonych Wiktora, Marcina i Patryka Prado. Mężczyźni za wszelką cenę chcą trzymać kobietę z dala od potwora. Nie jest to jednak takie łatwe z więziennej celi...

Ta część Leśnej Trylogii jest jeszcze bardziej dramatyczna od pierwszej. Akcja rozgrywa się w Warszawie, Zurychu, Nowym Jorku. Przeleje się więcej krwi, ktoś dokona ataku hakerskiego, w obrót pójdzie naprawdę duża gotówka, a nawet dojdzie do zamachu terrorystycznego.

I pod względem akcji jest naprawdę emocjonująco. Nieszczęścia chodzą tu nie parami, a czwórkami czy nawet szóstkami.  Mnie jednak drażniły różne szczegóły. Przede wszystkim wiek ojca Gabrysi i Kuchty. Pierwszy walczył w AK, drugi zaciągnął się do UPA. Nie wiemy, w którym dokładnie roku rozgrywa się akcja, ale po używanych akcesoriach możemy się domyślać, że to czasy współczesne. Zatem obaj mężczyźni musieliby mieć prawie 100 lat. W jakim wieku zatem spłodzili swoje obecnie 40 letnie dzieci?
Bracia Prado zarządzają dużą międzynarodową firmą, a przez tygodnie ani jeden z nich nie zajmuje się firmą. Rozumiem, że jest to świetnie prosperująca korporacja i pracownicy robią, co do nich należy. Ale co z podejmowaniem decyzji czy podpisywaniem dokumentów? Prowadzenie swojego biznesu wiąże się jeśli nie z obecnością, to przynajmniej kontaktem telefonicznym. A bracia przy takiej akcji, nie mają na to czasu.
W tym tomie miałam wrażenie, że bohaterowie mają po dwadzieścia lat i bawią się w życie. Autorka nie zadbała o to, by z kart książki odczuwało się, że Wiktor i Gabriela to 40-latkowie, a bliźniacy i Majka są po trzydziestce. Najbardziej dojrzała wydawała mi się najmłodsza z nich, Julia.

Po przeczytaniu książki miałam dziwne wrażenie, że autorce zabrakło czasu na końcówkę. O ile większość książki to akcja z kilku dni, o tyle na koniec śmiga się w czasie o kilka miesięcy. Jakby aktywne życie toczyło się przez kilka godzin, a potem miesiącami nic się nie dzieje.

Zastanawia mnie też, skąd pomysł na taką okładkę i tytuł książki.

Ogólnie - autorka miała świetny pomysł na emocjonującą i zaskakującą fabułę. Nie zadbała jednak o szczegóły, w związku z tym nie miałam ochoty na przeczytanie jednym tchem.


63/2018 (304 str.)



Przy czytaniu "Czerwieni jarzębin" miałam kłopot w przypominaniu sobie, co działo się w pierwszym tomie Leśnej Trylogii, więc zaraz po zakończeniu tomu drugiego sięgnęłam po trzeci, czyli "Błękitne sny".

W trzecim tomie Leśnej Trylogii akcja rozgrywa się głównie w szpitalu MSWiA w Warszawie, dokąd trafili Majka z Marcinem po strzelaninie podczas akcji policyjnej.
Autorka wtajemnicza czytelników w szczegóły życia braci Prado po uwolnieniu się od potwora w postaci Adolfa Kuchty. Poznajemy też postaci matek Wiktora, Patryka i Marcina. Akcja nadal jest emocjonująca, choć już nie tak agresywna i krwawa jak w "Czerwieni jarzębin". Krew jednak nadal się leje.

Tym razem autorka zadbała już o oddanie wieku swoich bohaterów. Nie tylko dzięki temu, że często go przypomina, ale również przez ich zachowanie. Role braci się odwracają i tym razem to Patryk bierze los wszystkich w swoje ręce. Wiktor nieco odpuszcza, a Marcin jakby po wypadku zupełnie stracił temperament i charakter.
Uderzyła mnie postępowanie Wiktora. Niby nigdy nie tknął Patryka i Marcina, ale jego odzywki i zachowanie są agresywne. We wszystkich tomach autorka powtarza, że mężczyzn łączy braterska miłość i fakt, że wskoczyliby za sobą w ogień. Tymczasem, gdy jest możliwość poznania, jak ta miłość objawiała się w młodszych latach, ma się wrażenie, że połączył ich przemyślany układ wzajemnych korzyści i strach przed komentarzami Wiktora. Nie wyczułam tu wyższych emocji.

Nadal w lekturze przeszkadzały mi szczegóły, niestety istotne.
Najbardziej denerwujący był wątek Hani. Czteroletnia dziewczynka nie wchodzi tak gładko w relacje z obcymi ludźmi! Tłumaczenie, które znajduje się na kartach książki (że w domu bywało sporo obcych), jest mało przekonujące. Zmiana środowiska, ludzi wokół, domu czy stylu życia to dla dziecka w tym wieku długotrwały proces, a nie kwestia kilku dni! Potraktowanie obcej kobiety jak mamy też jest mocno naciągane.
I dlaczego bohaterowie jeżdżą z Żoliborza do szpitala na Wołoskiej ulicą Puławską?
Koniec całej trylogii mnie zaskoczył. Spodziewałam się takiego zakończenia, ale liczyłam na to, że dowiem się, jak zakończy się sprawa strzelaniny podczas akcji policyjnej. W końcu polała się krew.

Skąd pomysł wydawnictwa na okładkę? Jest zachwycająca, ale brak związku z akcją, która w większości toczy się zimą. A skąd się wziął tytuł?

Kiedyś uwielbiałam książki Katarzyny Michalak. Nadal przyciągają ładnymi okładkami. Jednak mam wrażenie, że autorka się wyczerpała i teraz do książek przyciąga mnie jedynie dobry pr. Pomysły nadal są, ale ich opisanie i szczegóły są mocno naciągane i jakby życzeniowe. Brakuje w nich prawdziwego życia. Bohaterowie są bardzo charakterystyczni, ale pełni sprzeczności. Bohaterki natomiast zwykle infantylne (nie mylić z delikatnością). Kiepsko czyta się kobiece książki z wątkami wyssanymi z palca w dodatku z mało przekonującymi postaciami. Szkoda 😕

64/2018 (320 str.)




u Darii
lato/niebieski
M





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Chętnie poznam Twoje zdanie na temat tego wpisu lub przepisu. Zostawisz kilka słów w komentarzu?
Dziękuję, również za lajki na fb oraz serduszka na Instagramie :-)
Komentarze z lokowaniem produktów nie będą publikowane.