Za podsumowaniami nie przepadam, ale w tej wyjątkowej sytuacji epidemicznej nie da się ich uniknąć... Rok 2020 po raz kolejny uświadomił mi, że zawód, który wybrałam kilkadziesiąt lat temu daje pracę, niezależnie od sytuacji. Siedzę w nim od 25 lat 😀😀😀 i choć rząd oraz media kreują go na nic w Polsce niewart i choć są dni, kiedy mówię sobie, że czas się przebranżowić, to są też takie sytuacje, które dają niezwykłą satysfakcję i sporego kopa, by ciągle się rozwijać i udoskonalać to, co robię. Dzięki temu nie udało mi się jeszcze wpaść w rutynę.
Rok 2020 to dla mnie przede wszystkim rok zmiany miejsca pracy i Rok Fizyki. Zostałam zaproszona do przygotowania części Nadzwyczajnego Zjazdu Fizyków Polskich z okazji 100-lecia Polskiego Towarzystwa Fizycznego. Wiosną nie wyobrażałam sobie, że może się on odbyć w sposób zdalny i swoją część w ten sposób poprowadzę. Życie zweryfikowało te wyobrażenia.
Rok 2020 pod względem zawodowym był niezwykle energetyczny i intensywny. Zdobyłam tytuł finalisty w kolejnej edycji konkursu Nauka dla Ciebie. Zostałam też wyróżniona na Zjeździe Przyrodników w Krakowie za festiwale naukowe, które do tej pory organizowałam lub współorganizowałam. Potem przyszedł czas pandemii, który spowodował, że to, co sobie zaplanowałam na rok 2019/2020, osiągnęłam w jeden weekend 13 i 14 marca. Po raz kolejny bardzo dziękuję grupie nauczycieli z Wejherowa za genialny maraton z narzędziami TIK oraz p. Bartkowi Chysiowi za świetnie przygotowane wakacyjne webinary 😊😊😊. Te spotkania spowodowały, że praca zdalna nie była mi straszna i byłam w niej pionierką w obu moich firmach. A teraz doszkalam się już na własną rękę i tworzę projekty, które dają frajdę mnie i ludziom, których one dotyczą.
Względy prywatne w większości przemilczę. Wspomnę jedynie o tym, że w drugiej połowie roku zostałam nagrodzona w kilku wyzwaniach kulinarnych. Porażką natomiast okazały się wyzwania czytelnicze. Udało mi się zakończyć jedno u ejotka, ale nic poza tym 😌😥 Przejście na pracę zdalną wiązało się z wydłużeniem czasu pracy, przeciążeniem oczu i w wolnych chwilach wybierałam wysiłek fizyczny lub gotowanie, a nie sięganie po książkę lub ebooka. Statystycznym Polakiem w skali roku nie byłam, ale stałam się nim wiosną i jesienią, bo nie dałam rady przeczytać wtedy nawet jednej książki 😥😥😥😱😱😱 To pierwszy tego rodzaju rok. Jak widać - pandemia pokonała mola książkowego 😉😀
Podczas listopadowych spacerów towarzyszyły mi darmowe audiobooki udostępnione przez portal CzytajPl i wydawnictwo Woblink. A kwarantanna moich bliskich w okresie świątecznym wpłynęła na lekkie nadrobienie czytelniczej statystyki.
W Grodnie koło Chełmży zostają odnalezione kości. Wkrótce potem śledczy odnajdują dowody kolejnej zbrodni. Początkowo wydaje się, że komisarz Bernard Gross i aspirantka Monika Skałka nie mają punktów zaczepienia, ale wkrótce tropy prowadzą do sprawy zagadkowego zaginięcia pary studentów sprzed szesnastu lat. Muszą jednak przebić się przez zmowę milczenia rodzin zaginionych.
Przyznaję, że początkowo książka była dla mnie odpychająca i cieszyłam się, że zaczęłam od audiobooka. Potem tak się wciągnęłam, że chciałam poznać historię zaginięć do końca, ale też sposób przekonania obu rodzin do mówienia i samo zwieńczenie sprawy.
Trudno mi było jednak połapać się w postaciach. Gubiłam się często i musiałam się cofać, by zrozumieć, o co chodzi. Myślę, że takiego kłopotu nie mieli stali czytelnicy Roberta Małeckiego.
Książkę zakończyłam dzięki wyrazistej postaci bezkompromisowego komisarza Grossa i jego prywatnej historii, a nie samej zagadki zbrodni 😉
Książkę przeczytałam w ramach akcji portalu Czytaj PL. Pewnie gdyby nie ona, nigdy nie sięgnęłabym po tę serię. Tymczasem tak mnie zaintrygowała, że chętnie przeczytam inny tom z serii o komisarzu Grossie.
34/2020 (524 str.)
Stramerowie to typowa tarnowska rodzina żydowska z czasów międzywojnia ze swoją przeszłością i marzeniami. Wychowują szóstkę dzieci, z których niektórzy ulegają fascynacji komunizmem, inni wybierają typowe życie, by związać koniec z końcem, a najmłodsi tęsknią za dorosłością. Jest też wątek tęsknoty za rodziną w USA i ciekawości, jak tam się żyje ludziom pochodzenia żydowskiego.
Muszę się przyznać, że książka mnie nie zachwyciła. Jest taka jak jej okładka - nijaka. Nudziłam się przy niej bardzo, a jednocześnie wyczekiwałam, żeby coś się stało, żeby pojawiła się jakaś akcja. To książka o wszystkim, czyli o niczym. Ot, opowiastka o typowej rodzince (i nie ma tu znaczenia ani narodowość, ani miejsce zamieszkania), w której pełno dłużyzn, a to co może zafascynować sprowadzone do minimum.
Sam Tarnów przedstawiony jest jako miasto jedno z wielu. A szkoda.
Książka jest też przepełniona wulgaryzmami, co powodowało, że słuchało się jej bez przyjemności.
Dlatego dziwi mnie, że przyznane jej zostały dwie nagrody i informacja, że to książka, której nie da się zapomnieć. Owszem da się i to bardzo łatwo.
35/2020 (440 str.)
Inara Erickson przyjeżdża do położonej na wyspie posiadłości zmarłej ciotki. Jest tak zauroczona miejscem swojego dzieciństwa, że postanawia wypełnić wolę ciotki, a jednocześnie odrzucić plany ojca co do swojej przyszłości i założyć hotel butikowy.
Podczas remontu zostaje znaleziony misternie wyszyty kawałek jedwabiu, który za sprawą naukowca okazuje się być rękawem chińskiej szaty sprzed 100 lat. Kolejne odkrycia prowadzą do historii Seatle i okolic z czasów wysiedleń ludzi chińskiego pochodzenia oraz odkrywają sekrety dwóch rodzin, w tym niechlubnej i tragicznej prawdy przodków Inary.
Książka napisana jest w formie przeplatających się rozdziałów z czasów współczesnych i sprzed wieku. Czytelnik poznaje historię młodziutkiej Mei Lien prześladowanej latami z powodu swojego chińskiego pochodzenia, a jednocześnie jest świadkiem odkrywania przeszłości przez głównych bohaterów.
Z przejęciem poznawałam razem z Inarą nieznaną mi dotychczas historię tej części USA naznaczoną rasizmem i z niedowierzaniem czytałam o tym, że można nienawidzić drugiego człowieka, znęcać się nad nim lub odnosić się z obrzydzeniem tylko dlatego, że wygląda inaczej.
To książka o skrywaniu haniebnej przeszłości przodków nie tylko przed światem, ale również przed własnymi dziećmi. To też książka, która porusza wątek wiary w drugiego człowieka, jego plany, nadzieje i marzenia, ale też dążenie do tego, by te plany zniszczyć i zmusić kogoś do wypełniania swojej woli.
"Jedwabna opowieść" opowiada też o rodzinnym interesie prowadzonym przez kolejne pokolenia. To pozycja, która porusza ze względu na wybaczenie dawnych krzywd i zadośćuczynienie za nie.
Muszę się przyznać, że jestem urzeczona książką Kelli Estes. Czyta się ją z prawdziwą przyjemnością. Podczas lektury miałam wrażenie, jakbym rozwijała kupon wzorzystego jedwabiu i oglądała kolejne obrazy.
Bardzo polecam!
36/2020 (432 str.)
E (kret/puma) |
Nie wiedziałam, że jesteś fizykiem?! Bo tak wnioskuję z wypowiedzi.
OdpowiedzUsuńGratuluję super wyników nw różnych polach! Pomimo pandemii dałaś popalić.
A wyzwanie u ejotka jest zabawą i odskocznią, nie trzeba od razu wygrywać. Sama nie ukończyłam np. Mini Czelendżu, ale kilka książek przeczytałam.
Życzę Ci, by 2021 był lepszy :)
Jestem :) I napisałam kiedyś o tym u Ciebie przy okazji jakiegoś wyzwania, w którym pojawiła się kwestia tego, czy cień jest przedmiotem ;)
UsuńDobrego roku 2021!
A widzisz, faktycznie :) Teraz to pamiętam :) Wybacz, tyle ludzi i wypowiedzi, że mi umknęło
UsuńRozumiem i wybaczam :) Serdecznie pozdrawiam :)
Usuń