Wczoraj blog "Weekendy w domu i ogrodzie" obchodził swoje pierwsze urodziny. Planowałam zamieścić tu odpowiedni wpis z przepisem na jakiś tort, ale rzeczywistość ma gdzieś moje plany ostatnio :( To tak jak z powiedzeniem "Chcesz rozśmieszyć Pana Boga, powiedz Mu o swoich planach". Udało mi się jednak przyrządzić okolicznościowe ciacho. Może niezbyt ono okazałe, ale dla mnie w obecnej sytuacji to i tak sukces :) Tak jak sukcesem jest ponad 132 tys. odwiedzin mojego bloga :)
Wszystkim gościom bardzo dziękuję za wizytę, serdecznie Was pozdrawiam i zapraszam do kontynuowania odwiedzin :)
Składniki (na 4 porcje):
ok. 150 g ciastek (u mnie były to pierniczki, których wciąż sporo w pojemniku i szkoda wyrzucić)
ok. 300 g zmielonego twarogu (zastosowałam 250 g mascarpone i 50 g twarożku)
80 g masła
2 łyżki wody różanej
2 łyżki połówek orzechów ziemnych
ok. 3 łyżek czarnych porzeczek z domowej roboty likieru cassis
do polania: płynny miód + sok z cytryny, syrop klonowy, syrop z agawy lub inny
- Masło roztopić w rondelku.
- Ciastka pokruszyć lub pokroić na drobne kawałki i wrzucić do masła.
- Do masy dodać orzechy.
- Całość dobrze wymieszać i ustawić na palniku, by nieco podprażyć.
- Gdy masa ciasteczkowa będzie stygnąć, wymieszać ze sobą mascarpone i twarożek z wodą różaną. Do białej masy nie dodawałam cukru, bo słodkie są pierniki. Poza tym dla lubiących słodycz można podać syrop lub miód do polania.
- Jeśli macie małą tortownicę, to jesteście na wygranej pozycji. Ja takowej nie posiadam, więc robiłam w salaterce:
- Salaterkę wyłożyć folią spożywczą.
- Na folię wyłożyć 1/3 masy ciasteczkowej.
- Posypać łyżką porzeczek.
- Wyłożyć połowę masy serowej i rozprowadzić równo.
- Posypać łyżką porzeczek.
- Wyłożyć kolejną porcję masy z ciastek. Rozprowadzić ją równo, dociskając do dna.
- Posypać ostatnią partią porzeczek.
- Wyłożyć resztę masy serowej. Równo ją rozprowadzić.
- Całość posypać resztą masy ciaskowej i docisnąć do dna.
- Odstawić na ok. kwadrans, a następnie przełożyć na paterę lub talerz, odwracając przykrytą salaterkę do góry dnem.
- Torcik podawać polany dowolnym syropem lub mieszanką miodu z sokiem z cytryny.
-----
Podobne:
Ptysie z masą piernikową |
Tort makowo-kawowy |
Chata bartnika w wersji zimowej |


Pomysł na torcik narodził się oczywiście po obejrzeniu zawartości lodówki, ale skusił mnie nań p. Jarosław Kret opisami słodkości, a szczególnie deseru o nazwie kunafa, jakimi delektuje się, odwiedzając Egipt. Jego książka pt. "Mój Egipt"od lat leżała przy łóżku i czekała na swój czas, który właśnie nadszedł. Przyznam, że miałam pewne obawy przed czytaniem, bo słyszałam wiele niepochlebnych opinii na temat jej i Autora. Cóż, prognoz pogody nie oglądam. W wykonaniu p. Kreta widziałam może 2-3 razy. I o ile w tych programach przeszkadzała mi nadmierna gestykulacja (chyba wyniesiona z częstych wizyt na południu) i erudycja, to dla książki przytaczanie czegoś na marginesie, odchodzenie od głównych wątków oraz obrazowość opisów, jest wielkim atutem.
Jako miłośniczce jedzenia, szczególnie podobał mi się opis charakterystycznych potraw (na niektóre z nich Autor podał przepisy na końcu książki). Dla ludzi, którzy zamierzają pobyć dłużej w Egipcie, cenne mogą być informacje o bawwabach (odpowiednikach dawnych dozorców w przed i powojennych kamienicach), ruchu drogowym (zdecydowanie lepiej jest wynająć tam samochód z kierowcą) i urzędach egipskich - wszystko załatwiane bukra, czyli jutro i na podstawie różnych pieczątek i papierków, które się potem wyrzuca i z których tworzą się stosy w piwnicach lub studniach (przypomina mi to biurokrację Francji i Włoch). Nie bez znaczenia w książce jest rozdział o kupowaniu pamiątek i wspinaczce na górę Synaj, by obejrzeć z niej wschód słońca. Aż żal, że Autor nie zamieścił z niej żadnego zdjęcia :(
A zdjęć w książce jest bardzo dużo. Na tyle dużo, że początkowo nie wiedziałam, czy skupić się na nich i ich opisach, czy może na tekście. Tu uwaga do wydawcy (Świat Książki) - może warto ułatwić lekturę czytelnikowi i tak łamać tekst, by umożliwić mu ciągłość czytania, nie przerywając zdjęciem na dwie strony?
Mnie książka bardzo przypadła do gustu (choć nie zawsze zgadzam się z Autorem co do pochodzenia różnych słów czy miejsc). Czasem miałam wrażenie, że p. Kret jest tak zagorzałym wielbicielem Egiptu i różnych dialektów języka arabskiego, że na siłę doszukuje się źródeł powszechnie używanych słów właśnie z tego języka.
Lekturę polecam wszystkim wybierającym się do Egiptu. Nie jako przewodnik po kraju, ale przewodnik po zwyczajach i kulturze, by ten kraj i tamtejszych ludzi lepiej zrozumieć. Nabierzcie wcześniej dystansu do egzaltacji Jarosława Kreta i nastawcie się na prawdziwą ucztę, bo język polski, jakim się posługuje, powinien być wzorem dla wielu z nas.
![]() |
Wyzwanie czytelnicze z hasłem |


Moja Droga, serdeczne gratulacje z okazji pierwszej rocznicy blogowania:)
OdpowiedzUsuńŻyczę Ci przede wszystkim zdrowia, byś mogła realizować swoje plany na kolejny rok, wspaniałych pomysłów i wtrwałości - przecież wiem, że bez Twojego zaangażowania licznik nie wskazywałby takiej liczby odwiedzin, pozdrawiam serdecznie - Marlena
Serdecznie dziękuję za te wszystkie miłe słowa :)
UsuńPozdrawiam
Smacznie :)!
OdpowiedzUsuńNajserdeczniejsze zyczenia z okazji Urodzin bloga :-) Duzo zdrowka dla Ciebie, duzo smacznych przepisow dla nas :-) Ciekawa recenzja ksiazki, musze przyznac, ze sklonila mnie do zastanawienia :-) Telewizora nie mam, ale znam tego pana z gazet, jako meza, czy tez ex-meza. Pozdrawiam :-)
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńJa o Autorze wiem niewiele. Kojarzyłam tylko Jego egzaltowany sposób bycia i kwiecisty sposób wysławiania. Szkoda, że do Indii mnie nie ciągnie, bo pewnie skusiłabym się na "Moje Indie".
Zdecydowanie moje smaki!^^
OdpowiedzUsuńŻyczę kolejnych, pysznych przepisów :)
dziękuję :)
Usuń