Po wczorajszym pokazie "Powidoków" Andrzeja Wajdy poranek upływa mi leniwie, ale wciąż pod wrażeniem filmu, o czym niżej. A teraz czas na propozycję piątkowego obiadu. Zapraszam Was na pieczonego karpia podanego z pieczoną pietruszką. Smaczny, aromatyczny i sycący posiłek idealny na zimowy i śnieżny piątek :)
Składniki:
kawałki karpia (u mnie najczęściej części z płetwami ogonowymi)
suszony lubczyk
suszony czosnek
sól
pieprz
olej
pietruszka korzeniowa (jedna duża na porcję)
- Na blasze polanej olejem ułożyć kawałki karpia.
- Skórę ryby naciąć ostrym nożem, by smak przypraw przeniknął do rybiego mięsa.
- Rybę posypać ze wszystkich stron solą, pieprzem i lubczykiem, a z jednej strony dodatkowo suszonym czosnkiem.
- Przykryć rybę np. folią aluminiową i wstawić do lodówki na kilka godzin.
- Pietruszkę umyć i obrać. Pokroić wzdłuż na ćwiartki. wrzucić do formy lub na blachę. Polać olejem.
- Pietruszkę piec 20 minut pod przykryciem w temperaturze 180 stopni C., a potem jeszcze 20 minut, by nabrała koloru.
- Piec rybę pod przykryciem 20-30 minut (w zależności od wielkości ryby) w temperaturze 180 stopni C, a potem jeszcze 20 minut bez przykrycia.
- Rybę podawać na upieczonej pietruszce posypanej solą.
We wstępie napisałam, że wczoraj byłam na pokazie ostatniego filmu Andrzeja Wajdy pt. "Powidoki". Muszę przyznać, że pięknie pan Wajda się z nami pożegnał.
"Powidoki" to opowieść o polskim awangardowym malarzu Władysławie Strzemińskim (w tę rolę wcielił się Bogusław Linda). W filmie poznajemy go po II wojnie światowej jako twórcę Sali Neoplastycznej w Muzeum Sztuki w Łodzi oraz uwielbianego przez studentów profesora i wykładowcę w łódzkiej Państwowej Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych (PWSSP), której był współzałożycielem. Mimo swojego inwalidztwa (w czasie I wojny światowej stracił lewą rękę, prawą nogę i widzenie na jedno oko - tego ostatniego niestety nie widać w filmie) okazuje się być pogodnym człowiekiem o dużym poczuciu humoru.
Prof. Strzemiński miał wyklarowaną opinię na temat sztuki i jej tworzenia, co kłóciło się ze zdaniem ówczesnej frakcji rządzącej w Polsce i bloku wschodnim. W 1950 r. na polecenie Ministra Kultury i Sztuki stracił stanowisko wykładowcy w PWSSP ze względu na nierespektowanie doktryny racjonalizmu socjalistycznego. Usunięto go ze Związku Polskich Artystów Plastyków, co spowodowało, że nie mógł zaopatrywać się w farby w sklepie dla artystów. Wkrótce zaczęto usuwać wszelkie ślady jego twórczości (usunięto jego obrazy z Sali Neoplastycznej i przemodelowano ją, zniszczono płaskorzeźbę w kawiarni Egzotyczna) w myśl zdania "Artystę można zabić na dwa sposoby mówiąc o nim za dużo albo... nic". Strzemiński należał do tej drugiej kategorii.
Twórcy "Powidoków" podkreślili dużą rolę studentów Strzemińskiego, którzy wyszukiwali mu różne miejsca pracy, by mógł zarabiać, dostawać kartki żywnościowe i jako tako utrzymywać siebie i córkę Nikę, która po śmierci matki (Katarzyny Kobro) była zmuszona zamieszkać w Domu dla Dziewcząt, bo do ich mieszkania zakwaterowano kogoś innego. Władza jednak śledziła Strzemińskiego i na kolejnych posadach nie mógł długo zagrzać miejsca.
Film pokazuje też postać roztropnej córki Strzemińskiego, Niki, którą gra Bronisława Zamachowska. Dowiadujemy się też o znajomości Strzemińskiego z różnymi artystami zachodnimi. Spotykamy również z Julianem Przybosiem (w tej roli Krzysztof Pieczyński), który wstawia się za Strzemińskim u rubasznego Ministra Kultury i Sztuki (gra go Szymon Bobrowski) i odwiedza artystę w jego domu.
Polecam ten dość przejmujący film o tym, jak człowiek lub doktryna jest w stanie zniszczyć człowieka i twórcę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Chętnie poznam Twoje zdanie na temat tego wpisu lub przepisu. Zostawisz kilka słów w komentarzu?
Dziękuję, również za lajki na fb oraz serduszka na Instagramie :-)
Komentarze z lokowaniem produktów nie będą publikowane.