Od wczoraj mamy astronomiczne lato :) Mnie kojarzy się ono zawsze z wypadami do lasu najpierw na jagody, potem na borówki, a w tzw. międzyczasie (nie cierpię tego określenia) - na grzyby. Póki co susza w lesie nie sprzyja rozwojowi grzybni, więc pozostaje cieszyć się grzybami ze sklepu lub hodowanymi u siebie.
Składniki:
płaskie spore boczniaki (3-4 na jedną osobę)
bułka tarta
zatar
jajko
ewentualnie: sól
olej do smażenia
- Boczniaki opłukać i osuszyć ręcznikiem. Nie moczyć zbyt długo w wodzie.
- Jajko rozbełtać w głębokim talerzu.
- Na talerzyk wysypać bułkę tartę i dodać zatar (na 3 łyżki bułki czubata łyżeczka zataru). Wymieszać.
- Na patelni rozgrzać olej.
- Boczniaki obtaczać najpierw w jajku, a potem panierować w bułce z zatarem.
- Smażyć na brązowy kolor po obu stronach po dwa razy.
- Podawać np. z pomidorami i cebulą.
-----
Podobne:
Kurczak amarantusowo-zatarowy |
Bezglutenowe krokiety z zatarem |
Boczniaki w panierce |
Po książki/opowiadania Doris Lessing sięgam do czasu, gdy czuję potrzebę przeczytania czegoś wysokich lotów i czegoś, co będzie za mną "chodzić" przez dłuższy czas. Opowiadanie "Idealne matki" z pewnością do takich należy.
Tytułowe bohaterki to Liz i Roz, matki Iana i Toma. Od dzieciństwa, a właściwie od pierwszego dnia szkoły, były nierozłączne i traktowano je jak siostry. Nawet po wyjściu za mąż zamieszkały naprzeciw siebie. Synów urodziły w podobnym czasie i razem ich wychowywały. Ian i Tom na tyle byli podatni ich wpływom, że ożenili się z dwiema przyjaciółkami, oczywiście pod naciskiem matek.
Obie kobiety straciły mężów, gdy synowie byli nastolatkami (mąż Liz zginął w wypadku, mąż Roz wyprowadził się do innego miasta, a z czasem rozwiódł się z Roz i założył nową rodzinę). I obie wtedy uległy. Czemu? To zostawiam czytelnikowi.
Od pierwszych stron opowiadania wiadomo, że coś z przeszłości tej rodzinnej czwórki wyjdzie na jaw, więc początkowo czyta się, by odkryć tę tajemnicę. Z czasem cel lektury się zmienia.
Choć "Idealne matki" to opowiadanie, ja nie dałam rady przeczytać go za jednym razem. I to nie dlatego, że czasu na czytanie jakoś mało, ale głównie dlatego, że treść mnie po prostu powaliła. Przy lekturze bardzo działała wyobraźnia, bo Autorka jakoś nie pisze o wszystkim wprost. Czytelnik sporo wyciąga z kontekstu i spomiędzy wierszy.
To opowiadanie trochę przypominało mi "Szczelinę" Autorki. Tam też targały mną różne emocje - od zauroczenia pomysłem i sposobem prowadzenia opowiadania do odczuwania skandalu i zniesmaczenia bohaterami.
ulotność |
Też robię boczniaki w panierce, ale nie eksperymentowałam z przyprawami, a widzę, że warto.
OdpowiedzUsuńWarto - namawiam :)
Usuń