sobota, 3 czerwca 2017

Chleb z polentą oraz "Dom i dalekie ścieżki"

Po niedawnym pieczeniu szkockiego chleba struan zostało mi trochę polenty i postanowiłam dodać ją do weekendowego chleba na zakwasie. Kasza smaku chleba nie zmienia. Sprawia natomiast, że pajda wygląda inaczej niż zwykle poprzez żółte paciorki polenty.




Składniki (na keksówkę 29 x 10 cm):


garść (ok. 150 g) zakwasu z poprzedniego wypieku (kliknij tutaj, jeśli chcesz wykonać pierwszy zakwas)
250 g razowej mąki orkiszowej
240 g jasnej mąki orkiszowej
60 g polenty (kaszy kukurydzianej)
pół łyżeczki cukru
8 g soli
łyżka ziaren dyni
ok. 350 g wody

Wieczorem

  1. Do ciasta z poprzedniego wypieku dolać niewielką ilość wody i całość wymieszać. Przykryć i odstawić na pół godziny.
  2. Do miski wsypać mąkę, polentę, cukier i sól. Wymieszać.
  3. Dodać rozcieńczony zakwas.
  4. Stopniowo dolewać wodę i wyrabiać ciasto drewnianą łyżką. Wody należy dolać tyle, by ciasto dawało się mieszać łyżką. Nie trzeba go zbytnio wyrabiać. Wystarczy, gdy składniki dobrze się połączą.
  5. Ciasto przykryć wilgotną ściereczką i odstawić na noc do wyrośnięcia. Jeśli ciasto zarabiamy rano, garść odłożyć do pojemnika, by mieć zakwas na następny wypiek, a resztę przełożyć do keksówki wyłożonej papierem do pieczenia i przykryć wilgotną ściereczką.

Rano
  1. Odłożyć do pojemnika sporą garść ciasta na kolejny wypiek (przechowywać w lodówce).
  2. Przełożyć resztę ciasta do keksówki wyłożonej papierem do pieczenia.
  3. Wilgotnymi rękoma wyrównać powierzchnię chleba i posypać pestkami dyni.
  4. Nakryć ciasto wilgotną ściereczką i odstawić ciasto do wyrośnięcia (zajmie to ok. 2 godzin).
  5. Piec chleb 1,5 godziny w temperaturze 190 stopni C. do tzw. suchego patyczka. 
  6. Zaraz po upieczeniu posmarować chleb pędzelkiem moczonym w wodzie i włożyć do wyłączonego piekarnika na ok. 10 minut - uzyskamy dzięki temu lśniącą skórkę.
  7. Usunąć papier do pieczenia i odłożyć chleb na kratkę, by ostygł.








Mijający tydzień był dla mnie dość intensywny i w pracy, i prywatnie. Ale udało mi się przeczytać przynajmniej jedną książkę. Skusiły mnie oleandry na okładce. Zawsze kojarzą mi się z latem w Hiszpanii. Ale książkę pt. "Dom i dalekie ścieżki" napisała Polka, p. Wanda Majer - Pietraszak, żona Leonarda Pietraszaka, znanego widzom w moim wieku głównie z serialu "Czarne chmury".

Bohaterką książki jest Hanna Winer, niegdyś aktorka teatralna, a obecnie rezydentka Domu (dopatruję się w nim domu aktora). Między tym, co dzieje się obecnie w jej życiu, kobieta wspomina przeszłość, m. in. odejście ojca, brak miłości ze strony matki, która wszystkie uczucia macierzyńskie ulokowała w tragicznie zmarłej pierwszej córce. Hania od małej dziewczynki czuła, że jest niekochana, a jedyną wspierającą ją osobą była sparaliżowana babcia. W dorosłym życiu Hanka będąca piękną aktorką miała duże wzięcie u mężczyzn. Ale los poskąpił jej szczęścia i miłości. Z jednej strony trudno się dziwić, bo kobieta była dość zaborcza i egocentryczna, z drugiej strony każda z nas chciałaby być tą jedyną w życiu swojego mężczyzny.
Mimo wielu ostrzegawczych sygnałów Hanka wyszła za Romana, artystę - muzyka. Małżeństwo krótko cieszyło się szczęściem.
Potem przyszli inni mężczyźni, chwile szczęścia, ale i troski związane z kolejnymi zdradami.
Życie Hanny upłynęło zatem na odgrywaniu ról na deskach teatrów, ale i ról w życiu prywatnym. Przez cały czas otaczana mnóstwem ludzi wiodła jednak bardzo samotne życie. Jedynymi stworzeniami, które obdarzała przywiązaniem były zwierzęta. Dopiero u schyłku swojego życia (tak naprawdę po wprowadzeniu się do Domu Cyryla, aktora znanego jej z przeszłości) zaczęła naprawdę wychodzić do ludzi, zrzucać pancerz osoby niedostępnej, niemrawie interesującej się innymi pensjonariuszami i pracownikami Domu.

Książka jest dość nostalgiczna, bo taktuje o przemijaniu, wspominaniu, niekiedy rozdrapywaniu dawno zabliźnionych ran.
Nie czytało się jej dobrze. Było sporo momentów, w których nie potrafiłam się skupić na treści i trzeba było wracać kilka nawet stron, by się zorientować, o co chodzi. Lektury nie ułatwia fakt, że nieraz kilka akapitów dotyczy jakiejś osoby, której personalia pojawiają się na samym początku i nie są powtarzane w kolejnych zdaniach. Trzeba zatem przerzucić kilka kartek wstecz, by się zorientować, o kim mowa.
Przyznaję, że pewnie książka bardziej by mnie ujęła, gdyby dotyczyła realnych postaci.
Mimo letniej okładki książka zdecydowanie na jesienne wieczory.

żyje/nie żyje/nie dotkniesz
dla...
We dwoje

http://biblioteczkamagdalenardo.blogspot.com/p/cztery-pory-roku-2017.html
Lato


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Chętnie poznam Twoje zdanie na temat tego wpisu lub przepisu. Zostawisz kilka słów w komentarzu?
Dziękuję, również za lajki na fb oraz serduszka na Instagramie :-)
Komentarze z lokowaniem produktów nie będą publikowane.