W obecnych warunkach pogodowych nie mam ochoty ani gotować klasycznego obiadu, ani go jeść. Ograniczam się do sałatek z gorącymi dodatkami. To szybki i łatwy zamiennik typowego obiadu. A jest w nim i białko, i witaminy, i sole mineralne, więc taka sałatka dostarcza odpowiedniej porcji energii do dalszej pracy. Dziś kolejna propozycja na wątróbkę drobiową i wykorzystanie stwardniałych końcówek szparagów.
Składniki (na 2 porcje):
250 g wątróbki indyczej
końcówki szparagów (z całego pęczka)
łyżka oleju do smażenia
sałata (u mnie mix lodowej, masłowej i czerwonej dębolistnej)
kilka listków rukoli
10 pomidorków koktajlowych
6 liści bazylii
dymka
sól
pieprz
łyżka soku z malin
łyżka octu jabłkowego
3 łyżki oliwy lub oleju (u mnie z ostropestu)
- Końcówki szparagów opłukać i obrać ze skórki. Pokroić na drobne kawałki.
- Wątróbkę pokroić na plastry.
- Szparagi i wątróbkę umieścić na patelni. Wlać łyżkę oleju do smażenia i smażyć do miękkości szparagów.
- Do salaterki wrzucić porwane liście sałat.
- Przepołowić pomidorki koktajlowe.
- Dymkę posiekać na drobno.
- Na sałaty wyłożyć wątróbkę i szparagi. Posypać solą.
- Do salaterki wrzucić pomidorki koktajlowe, dymkę, rukolę i porwane liście bazylii.
- Całość polać sokiem z malin, octem jabłkowym i oliwą/olejem oraz oprószyć świeżo mielonym pieprzem.
- Podawać po wymieszaniu.
Okładka najnowszej książki Magdaleny Witkiewicz pt. "Czereśnie zawsze muszą być dwie" sprawia, że koło książki nie można przejść obojętnie.
Główną postacią "Czereśni..." jest opowiadająca o sobie Zosia Krasnopolska, która z wzorowej i cichej uczennicy wyrosła na wziętą panią architekt. Po pewnym szkolnym wyskoku Zosia została ukarana pracą społeczną polegającą na pomocy starszej pani, Stefanii, mieszkającej w gdańskim falowcu. Dziewczyna, której brak było bliskości oschłej i wyniosłej matki, zaprzyjaźniła się ze Stefanią i odwiedzała ją często przez długie lata aż do śmierci kobiety. Ich relacja stała się tak bliska, że Zosia stała się spadkobierczynią Stefanii. Dzięki temu dziewczyna zyskała nie tylko dom, ale ciepło, którego brakowało jej od lat. A jak do tego doszło, przeczytajcie same 😉
Inspiracją dla autorki była wypowiedź pewnego ogrodnika, który doradzał, by czereśnie sadzić dwie, bo inaczej samotne drzewko nie będzie owocować. Autorka nosiła się z napisaniem tej książki od lat. Cieszę się, że dojrzewała do tej myśli długo. Może dzięki temu czytelniczki otrzymały naprawdę dobrą lekturę, grubszą niż to w dorobku autorki dotychczas bywało. Podziękowania na końcu sugerują, że być może nastąpi kontynuacja "Czereśni...", na co się już teraz bardzo cieszę, choć książka nie należy do przyjemnych i radosnych. Jest raczej przepojona smutkiem i tęsknotą za szczęściem. Jak na tego typu literaturę przystało, kończy się szczęśliwie i przewidywalnie. Jednak z większości kart tchnie smutkiem i dziewczęcą naiwnością.
Warto przeczytać!
We dwoje |
Jedzenie/liczba |
maj/czerwiec |
Też się cieszę, że pomysł dojrzał i zaowocował - książka jest genialna! :)
OdpowiedzUsuńŚwietna, to prawda :)
UsuńPrzeczytam na pewno, jak każdą kolejną książkę Magdy Witkiewicz.
OdpowiedzUsuńNie wątpię - znam Twoją sympatię do autorki i jej książek :)
UsuńTę książkę udało mi się w końcu dorwać w bibliotece, więc będę ją czytać w wakacje. :)
OdpowiedzUsuńMyślę, że będziesz zadowolona z takiej lektury na wakacje :)
Usuń