"Od jednego Lucypera" czytałam od kilku lat 😄 Kiedyś nawet wzięłam do samolotu z myślą o tym, że "machnę" w obie strony. A gdzież tam! Chmurki za oknem były ciekawsze 🤩 i bardziej zrozumiałe niż śląska gwara/język😉 No, ale książka tak długo leżała na szafce nocnej, że trzeba ją było w końcu doczytać do końca.
Katarzyna od wielu lat mieszka w Holandii. Jest nauczycielką akademicką, która za wszelką cenę chce się odciąć od polskości, ale zatrudnia Polkę do sprzątania. Kobieta od dawna zmaga się z przeszłością i anoreksją. Pewnego dnia znajduje zdjęcie ukrywane przez babcię. Zna babcię, zna wujka Kazika. I zawsze domyślała się, że był ktoś jeszcze, bo czasem babcia używała dziwnych zwrotów świadczących o tym, że rodzina ukrywała pamięć o kimś, kto przyniósł jej wstyd. Kim jest osoba ze zdjęcia?
Fabuła prowadzi czytelnika tak, że przechodząc z rozdziału na rozdział, poznajemy mroki Katarzyny w XXI w. i historię towarzyszki Marijki Solik, marzącej o byciu przodowniczką pracy z początków PRL. Kobieta nie tylko buduje socjalizm i współzawodniczy z innymi pracownikami zakładów azotowych w Chorzowie, ale też marzy o wyższym statusie społecznym i awansie.
Gdy już czytelnik wciągnie się w książkę i oswoi ze śląskim, poznaje kawał historii Śląska, życie Ślązaków w poczuciu niepewności i grozy, gdy zapada się korytarz w kopalni i wreszcie rodzinę, jakich wiele było po II wojnie światowej. Rozwija się wtedy emancypacyjny ruch kobiet, które chcą pracować również fizycznie, zwłaszcza że Ślązaczki to zazwyczaj "fest baby" i postawne "dziouchy". Do współzawodnictwa wzywa ich nie tylko kobieca duma, ale również partia i kierownictwo zakładu. A wyrabianie kilkuset procent norm związane jest z gratyfikacjami. Ale poza aspiracjami trzeba mieć jeszcze oczy szeroko otwarte, by nie zostać posądzonym o współdziałanie z Niemcami. Poza tym czasy były takie, że z każdej strony można było dostać nóż w plecy. I to spotkało Marijkę, nie dosłownie, ale jednak...
"Od jednego Lucypera" to książka o kobietach, o ich lekceważeniu, o umniejszaniu ich roli.
Ale jest to też książka o rodzinie, o niedomkniętych sprawach, niedomówieniach, zamiataniu problemów pod dywan, o awanturach domowych i życiu na pokaz w stosunku do sąsiadów. Autorka zwraca wielokrotnie uwagę na postawy pasywno-agresywne swoich bohaterów. Dotyczy to głównie kobiet, które wyrażają swoje niezadowolenie lub złość w sposób ironiczny z różnymi podtekstami. Inne milczą lub ignorują swoich bliskich, albo zachowują się tak, jakby to one były ofiarami, przez co wywołują w innych poczucie winy. Terapeuci mieliby pełne ręce roboty z takimi przypadkami, gdyby te kobiety do nich się udały. Ale nigdy tego nie zrobią, bo nie są nienormalne i wolą tłamsić swoje problemy w sobie, świadomie lub nieświadomie wyżywając się na domownikach.
Wielowątkowa to książka. Widać, że napisana pod wpływem wnikliwej obserwacji ludzi i rodzin.
14/2025 (301 str.)
![]() |
siedem bo siódemka |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Chętnie poznam Twoje zdanie na temat tego wpisu lub przepisu. Zostawisz kilka słów w komentarzu?
Dziękuję, również za lajki na fb oraz serduszka na Instagramie :-)
Komentarze z lokowaniem produktów nie będą publikowane.