Dzisiejszym przepisem otwieram w swojej kuchni sezon na rabarbar. Najstarszy ogródkowy mocno wybujał, jakby ujęty zazdrością w stosunku do odmiany posadzonej 2 lata temu. Domownicy jeszcze nie tęsknią za kompotem z rabarbaru, więc postanowiłam upiec ciasto drożdżowe z rabarbarem. Wyszło przyjemnie kwaskowate i dzięki niemu zawitała wiosna w moich słodkich daniach :) W ostatniej chwili złapałam kawałek, by zrobić zdjęcie.
Składniki w temperaturze pokojowej (na opcję najmniejszego ciasta z wypiekacza):
60 ml mleka
3 jajka
140 g masła
mała miarka soli
80 g cukru
430 g mąki pszennej
7 g drożdży suszonych
200 g rabarbaru (przed obraniem)
- Do pojemnika wypiekacza do chleba wrzucić składniki w takiej kolejności jak podana wyżej, z wyjątkiem rabarbaru.
- Włączyć wypiekacz na odpowiedni program (u mnie chleb słodki).
- W czasie zarabiania ciasta przez automat wypłukać rabarbar, obrać go i pokroić na drobne kawałki.
- Gdy maszyna wyda charakterystyczny dźwięk, wrzucić pokrojony rabarbar.
- Po zakończeniu programu wyjąć ciasto na kratkę, by się ostudziło.
Uprzedzam, że zaproponowana przeze mnie ilość cukru może dla większości z Was okazać się zbyt mała. Jeśli jecie naprawdę słodkie ciasta, wsypcie go więcej.
-----
Podobne:
Strucla z rabarbarem i amarantusem |
Drożdżowe z czekoladą i rodzynkami |
Kompot z rabarbaru i truskawek |
Dziś przy okazji imienin (wszystkiego najlepszego!) recenzja książki p. Moniki (a jakże!) Szwai. "Romans na receptę" to miła kobieca lektura skutecznie poprawiająca humor za sprawą dowcipnego języka i ciepłej historii 48-letniej redaktorki Eulalii. Akcja książki rozgrywa się po części w Szczecinie (jak to u Szwai), a po części w malowniczych Karkonoszach. Tym razem Autorka nie zajęła się pokazaniem Szczecina. Skupiła się bardziej na szlakach i widokach Karkonoszy odwiedzanych przez bohaterkę co roku, a tym razem w sezonie zimowym i letnim. Poznaje tam wielu przewodników i pracowników GOPR oraz tajemniczego nieznajomego, którego "chrzci" imieniem "gbur". Wszystko za sprawą intratnego zlecenia i odpoczynku, który Eulalii jest bardzo potrzebny.
Ratując tyłek bratu (Atanazy; dodam, że ich rodzice noszą równie charakterystycznie brzmiące imiona Balbina i Klemens) Eulalia przyjmuje pod swój dach - zdaniem jej mamy Heleny i babci Balbiny genialne dziecko - chrześnicę Marię, a wraz z nią swoich rodziców. Poza własnymi bliźniakami, które akurat zrobiły sobie śródwakacyjną przerwę w podróżowaniu po Polsce, zamieszkuje u niej Pola, której rodzice wyrzucili ją z domu oraz... (nie dokończę, bo po co psuć lekturę ;) )
W każdym razie dom jest wypełniony ludźmi w różnym wieku, przez co Eulalia coraz bardziej narzeka na zmęczenie i związany z nim wygląd. Widząc przy różnych okazjach zakochane pary wspomina nieudane małżeństwo z Arturem. Na dodatek do drugiej części bliźniaka na miejsce dotychczasowych przyjaciół Ślązaków, wprowadza się nieprzyjemny typ.
Przyjaciółka i znajomy psychiatra polecają jej romans zamiast faszerowania się antydepresantami. Ale w kim, skoro Eulalia pracuje od rana do nocy, a wszyscy znajomi płci męskiej zajęci?
Muzyczne tytuły |
Kolor różowy |
Wygląda doskonale :)
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję :)
UsuńKsiążkę opisałaś, ale nie napisałaś czy Ci się spodobała (choć skoro nie chcesz psuć nam lektury to chyba tak).
OdpowiedzUsuńJa tę książkę czytałam bardzo dawno temu, nie pamiętam treści (nawet po Twoim przypomnieniu), ale pamiętam, że świetnie się przy niej bawiłam i z przyjemnością ją przeczytałam.
Pamiętam jeszcze, że w tym przypadku nie czułam się jakbym słuchała opowieści przyjaciółki tylko oglądała film o Eulalii, bo język autorki był bardzo obrazowy.
Podobała mi się :) Nie tylko ze względu na treść książki, ale i język Szwai.
Usuń