niedziela, 30 sierpnia 2020

"Spalić paszport" Bogusława Kalungi Dąbrowskiego

Książka pt. "Spalić paszport" Bogusława Kalungi Dąbrowskiego wzbogaciła moją biblioteczkę po wizycie franciszkanina w mojej parafii kilka lat temu. Pracuje on w misji Kagooge (niedaleko Kampali) w Ugandzie, gdzie planuje się założyć zakon franciszkański. Książka jest zapisem 15 lat pracy w Afryce.





Bogusław Dąbrowski nie jest człowiekiem potulnym i daleko mu do stereotypu zakonnika. Nazywa siebie buntownikiem, wspomina nieco awanturnicze życie w czasie nauki w technikum budowlanym. Powołanie odezwało się w nim po maturze, kiedy zafascynowała go postać św. Maksymiliana Marii Kolbego i odbywał rozmowy o sensie życia z franciszkaninem Markiem Fiałkowskim. 15 lat później wyjechał współtworzyć misję w Ugandzie.

Mimo wielu przygotowań Afryka okazała się dla o. Dąbrowskiego zaskakująca. Z jednej strony zainteresowała go historia kraju, zwyczaje tutejszej ludności, szanowanie krów (nawet takich, które zjadają dach kaplicy) zgoda na to, by pszczoły pracowały pod dachem kościoła i zachwycała go przyroda w porze deszczowej lub widoki gór (np. Góry Księżycowe Rwenzori). Z drugiej zaś strony - denerwował brak myślenia tubylców o zabezpieczeniu przyszłości, powolna praca "na odwal się" czy wszechobecne owady. 

Autor opowiada o budowaniu budynków w misji (tu przydało się jego doświadczenie z polskiej budowlanki), swoich atakach malarii (w ciągu pierwszego roku przebył ją 10 razy), efektach ugańskiego jedzenia, problemach z nauką miejscowego języka luganda. Nie kryje też swoich zwątpień w sens mieszkania w Afryce. Uprzedzano go, że kryzys zawsze przychodzi i nie ominął on też autora książki "Spalić paszport". Autor ujawnia przed czytelnikiem furię, w którą wtedy wpadał i frustracji, które mu towarzyszyły. O. Dąbrowski miał nawet bilet powrotny do Polski, ale okazało się, że skorzystał z niego ktoś bardziej potrzebujący i w rezultacie o. Kalungi został w misji, a w znalezieniu sensu pomogły rekolekcje prowadzone metodą ignacjańską. 

Lekturę książki urozmaicają piękne zdjęcia z archiwum autora i autorstwa Tadeusza Zyska.

Polecam tę szczerą książkę inspirowaną doświadczeniem życia w dalekim kraju, na obcym kontynencie, w ubóstwie, bez stałego źródła prądu i wody. Nie jest to książka o wierze, czy próbująca nawracać. To raczej literatura o szukaniu swojej drogi życia, chodzeniu po niej mimo wielu uciążliwości, kryzysie duchowym, mierzeniu się z codziennymi trudnościami, zwalczaniu pokus (o tak, zakonnicy też ich doświadczają) i kształtowaniu samodyscypliny, ale też o ciężkiej pracy fizycznej i wyzwaniach związanych z mentalnością tubylców. Nie należy się jednak obawiać wywodów psychologiczno-filozoficznych. Książka napisana jest łatwym językiem, przeplatana anegdotami i okraszana poczuciem humoru.

Podczas lektury towarzyszyły mi pyszne herbatki (bardzo dziękuję koleżankom i kolegom 😊 z byłej pracy i jeśli tu zaglądacie, serdecznie pozdrawiam 🙋) i moje ulubione o tej porze ciasto kokosowo-śliwkowe.

33/2020 (416 str.)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Chętnie poznam Twoje zdanie na temat tego wpisu lub przepisu. Zostawisz kilka słów w komentarzu?
Dziękuję, również za lajki na fb oraz serduszka na Instagramie :-)
Komentarze z lokowaniem produktów nie będą publikowane.