Żurawinę kojarzę z wakacyjnymi wypadami do lasu. W słonecznych acz wilgotnych miejscach było jej przed laty sporo. Zbieraliśmy całe siaty, a potem w domu żmudnie czyściliśmy, bo potem Mama mieliła w maszynce do mięsa, zasypywała cukrem i pakowała w słoiki, by zaopatrzyć rodzinkę na pyszną zaprawę do niedzielnych lub świątecznych napojów.
Miejsca, gdzie kiedyś zbieraliśmy żurawinę wyschły i nazwa "jezioro" pozostała już tylko na językach ludzi mojego pokolenia, bo las w tym miejscu bardzo się zmienił.
Od dawna zatem żurawin nie zbieramy :( Pozostało tylko nabywanie jej drogą kupna, a i tak jest to żurawina z upraw.
W tym roku postanowiliśmy dołączyć do ludzi uprawiających żurawiny i cieszących się ich smakiem na co dzień.
Jedna ze skarp nad stawem została oczyszczona, posypana ziemią torfową, a następnie przekopana. Brzeg został wzmocniony ponownym ułożeniem faszyny. Gdy podłoże się uleżało,przystąpiliśmy do kolejnej fazy - rozłożenia i ciemnej agrowłókniny, by zabezpieczyć teren przed niepotrzebnym rozwojem roślinności wszelakiej ;) Udało mi się kupić agrowłókninę ze szpilkami, więc jedna strona (ta, do której trudniej się dostać) została zasypana ziemią, a drugą przyszpililiśmy.
We włókninie porobiłam otwory, na tyle duże, by wsadzić pod spód sadzonki żurawin, a na tyle małe, by zielsko pod spodem nie miało zbyt dużego dostępu do światła.
Na razie rosną sobie 4 sadzonki z dwóch różnych źródeł. Gdy eksperyment się powiedzie, powiększymy plantację :)
Żurawiny powinny mieć dobre warunki do rozwoju, bo i słońca będą miały dużo i na brak wilgotności podłoża nie powinny narzekać. Poczekamy, zobaczymy...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Chętnie poznam Twoje zdanie na temat tego wpisu lub przepisu. Zostawisz kilka słów w komentarzu?
Dziękuję, również za lajki na fb oraz serduszka na Instagramie :-)
Komentarze z lokowaniem produktów nie będą publikowane.