Znacie wypowiedź z filmu Juliusza Machulskiego pt. "Seksmisja" o tym, że Kopernik była kobietą? W czasie czytania najnowszej książki Magdaleny Witkiewicz zorientujecie się, że Mikołaj - ale nie ten z Laponii zarabiający na byciu świętym, a ten prawdziwy czyniący dobro - też jest kobietą. A nazywa się Maryla Jędrzejewska.
Wkrótce Maryla wyprowadziła się z Miasta i zamieszkała w Miasteczku, gdzie - tak jak wcześniej - zatrudniła się na poczcie. A tam zaczęła przechwytywać listy dzieci do św. Mikołaja i sprawiać im radość. Swoją działalność prowadziła latami, zyskując pomocników wśród znajomych, a potem wśród tych, którym pomogła w dzieciństwie, a którzy w dorosłym życiu odwdzięczali się za doświadczone przed laty dobro.
Powieść Magdaleny Witkiewicz chwyciła mnie za serce od pierwszej strony, choć jest zupełnie inna od dotychczasowych książek pisarki. Przede wszystkim wątki współczesne przeplatają się z historiami z przeszłości, niekoniecznie w odpowiedniej kolejności. To jednak w niczym nie przeszkadza. Przeciwnie - dodaje smaczku podczas czytania.
Krótkie rozdziały przeplatane są dziecinnymi (z nielicznymi wyjątkami) listami do św. Mikołaja. Z jednej strony poruszają prostotą i niezbyt wyszukanymi życzeniami (m. in. kłębek włóczki, farby, sztalugi i 5 kg ziemniaków, nowe buty, bo starych szewc już nie chce naprawiać), a z drugiej strony rozbrajają dziecięcą logiką. To sprawia, że od książki trudno się oderwać i choć człowiek obiecuje sobie, że "no dobrze, to ostatni rozdział, a potem przerwa", to okazuje się, że minęła godzina, a on czyta dalej i jest już niemal w połowie 😉
Powieść wciąga nie tylko prostotą, ale również poruszaniem najczulszych strun w sercu za sprawą problemów, które - chcąc czy nie chcąc - rodzice przelewają na dzieci. Jednym brakuje pieniędzy na kupowanie nowych ubrań, bo dzieci ze starych już wyrosły. Inni nie chcą rozwijać talentów dzieci, bo zawód artysty nie pozwoli im się utrzymać. Jeszcze inni zajęci codziennością nie zauważają w domach prawdziwych perełek, które z biegiem lat staną się perłami cenionymi w świecie. A są i tacy rodzice, którzy planują dzieciom każdą godzinę ich życia, odkąd te skończyły pół roku i nie dostrzegają, że ich marzeniem jest pogranie w piłkę lub karnet na minuty spędzane z tatą lub mamą.
Najpiękniejsze jednak w tym wszystkim jest to, że podarunki spełniające marzenia nie są tak po prostu podrzucane, a towarzyszy temu "specyficzny zbieg okoliczności" skrupulatnie zaplanowany przez panią Marylkę i jej pomocników, w wyniku czego dziecko nie dostaje czegoś ot tak po prostu na racy, ale uczy się, że pomaganie innym jest ważne oraz że przynosi radość obu stronom. A po latach to dziecko, które wyrasta na prezesa banku czy światowej sławy malarkę odwdzięcza się pani Marylce oferując pomoc kolejnym potrzebującym.
Magdalena Witkiewicz po raz kolejny rozbawia i porusza. I choć początkowo zawołanie pani Marylki "Matko Bosko Miasteczkosko" denerwowało, to potem uznałam to za zwyczajne dziwactwo starszej pani. Bo któż z nas takich dziwactw nie ma? 😉 Obyśmy mieli tylko takie.
Bardzo polecam! Nie ma znaczenia, że książka jest związana z pisaniem listów do św. Mikołaja. To pozycja dobra na każdy czas. To książka, która przywraca wiarę w ludzi i moc sensownej pomocy. To powieść o tym, że warto dawać innym radość, spełniać ich marzenia i czynić dobro, bo dobro zawsze wraca.
11/2021 (368 str.)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Chętnie poznam Twoje zdanie na temat tego wpisu lub przepisu. Zostawisz kilka słów w komentarzu?
Dziękuję, również za lajki na fb oraz serduszka na Instagramie :-)
Komentarze z lokowaniem produktów nie będą publikowane.