wtorek, 28 stycznia 2020

"Pokój wspaniałości" Juliena Sandrela - przedpremierowo

Jutro na polskim rynku ukaże się debiut literacki Juliena Sandrela pt. "Pokój wspaniałości". Książkę wydaje Wydawnictwo Sonia Draga (bardzo dziękuję 😊), od którego otrzymałam przedpremierowy egzemplarz. W piątek po odebraniu przesyłki pomyślałam, że książkę "łyknę" za jednym razem i szybciutko podzielę się wrażeniami. Nie było to jednak takie łatwe, jak się początkowo wydawało...




Pewnej soboty Thelma, samotnie wychowująca 12,5-letniego syna Louisa, wychodzi z nim z domu. Wspólny spacer zakłóca telefon od szefa Thelmy. Chłopak wkłada do uszu słuchawki i wskakuje na deskę, a chwilę potem leży rozciągnięty na jezdni potrącony przez ciężarówkę.
Ten niefortunny zbieg okoliczności zmienia życie kobiety. Dotychczas całkowicie oddana pracy w korporacji porzuca ją i skupia się na synu, który nie wybudza się ze śpiączki. Lekarze dają miesiąc i jeśli nie zmieni się wynik obserwacji, odłączą Louisa od aparatury. Thlema wiedziona instynktem znajduje w pokoju syna zeszyt, w którym zapisał on wspaniałości, o których marzył i chciałby kiedyś ich doświadczyć. Postanawia wykonać wszystkie zadania, mając nadzieję, że zdając z nich raport Louisowi, wybudzi go ze śpiączki...

"Pokój wspaniałości" - zgodnie z napisem na okładce - ma być książką, która sprawi, że czytelnicy będą płakali ze szczęścia. Cóż, nie płakałam. Ale wpadłam w niesamowitą nostalgię. Zadaję sobie pytanie, czy podjęłabym się takich wyzwań, które - podobnie jak w przypadku Thelmy - w ogóle nie są w moim stylu i wymagałyby ode mnie wyjścia ze strefy komfortu. Czy zostawiłabym dziecko w śpiączce w szpitalu, a sama wybrałabym się na drugi koniec świata? Czy miałabym taką wiarę w cud, jakim jest wybudzenie ze śpiączki, jak bohaterka książki? Na każde z nich dziś odpowiedziałabym "nie wiem". Bohaterka się tego podjęła. Czy jej się udało? Przeczytajcie sami. Warto!

Przy okazji tak smutnego wydarzenia w rodzinach zazwyczaj coś tąpnie. Nie inaczej jest w książce - walka o przebudzenie syna powoduje poprawę relacji Thelmy z matką czy spotkanie z dawno niewidzianym ojcem dziecka.

Przyznaję, że cały czas zachodzę w głowę, jak ta książka wyszła spod pióra mężczyzny. Cały czas miałam wrażenie, że autorką jest kobieta. Z drugiej strony pisarka może napisałaby się książkę o trochę większej objętości, pisząc więcej o emocjach. Być może wówczas wyobraźnia czytelnika nie działałaby tak jak w moim przypadku. Z tego powodu nie byłam w stanie przeczytać książki na jeden raz. Potrzebowałam przerw, by uspokoić towarzyszące mi emocje (co ciekawe - one nie pojawiały się od razu, ale w krótkich przerwach na łyk herbaty czy zapalenie lampki, gdy zrobiło się ciemno w pokoju itp.), zdystansować się. Autor zagrał tą książką na moich uczuciach, choć patrząc z perspektywy czasu, pisał więcej o faktach i przeżyciach niż o uczuciach.

Zakończenie jest pewnym niedopowiedzeniem. Mam nadzieję, że sugerującym, iż Julien Sandrel napisze coś jeszcze, bo Jego debiut jest książką, która uzdrawia i pozwala spojrzeć na swoje życie z dystansem.

4/2020 (270 str.)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Chętnie poznam Twoje zdanie na temat tego wpisu lub przepisu. Zostawisz kilka słów w komentarzu?
Dziękuję, również za lajki na fb oraz serduszka na Instagramie :-)
Komentarze z lokowaniem produktów nie będą publikowane.