niedziela, 13 sierpnia 2017

Karobowy pudding z tapioki i "Zapisane w wodzie"

Niedawno na tym blogu pojawił się się na pudding z tapioki z malinami. Był tak pyszny, że postanowiłam pójść krok dalej i przygotować kolejny bezcukrowy, bezglutenowy i oryginalny deser. Szukając w sklepie mąki kasztanowej na chleb orkiszowo-pszenno-kasztanowy, natknęłam się na karob, naturalny produkt słodzący z chlebka świętojańskiego. Nie tylko słodzi, ale też nadaje kakaowy kolor deserowi.




Składniki (na 3 spore pucharki):

0,5 litra mleka
5 łyżek tapioki (w perełkach)
3 czubate łyżki karobu 
1 jajko
szczypta soli
ok. 120 g borówek amerykańskich
5 słodkich brzoskwiń lub dżem brzoskwiniowy

  1. Do garnka wlać mleko, dodać tapiokę i karob. Wymieszać i odstawić na 5 minut.
  2. Brzoskwinie obrać ze skórki, a miąższ zmiksować na pulpę.
  3. Całość gotować przez ok. kwadransa od momentu zagotowania, mieszając na początku od czasu do czasu, a potem - gdy masa zacznie gęstnieć - niemal bez przerwy. Kulki tapioki muszą stracić biały kolor i stać się przezroczyste.
  4. Zestawić z palnika.
  5. Żółtko oddzielić od białka.
  6. Żółtko zahartować w niewielkiej ilości masy tapiokowej, dodać do garnka i szybko wymieszać.
  7. Białko ubić na sztywną pianę ze szczyptą soli.
  8. Pianę z białka delikatnie i dokładnie wmieszać w pudding.
  9. Na dno naczynek do serwowania włożyć po 2 łyżki dżemu lub musu z brzoskwiń i wrzucić po kilka borówek amerykańskich.
  10. Wyłożyć na nie pudding. 
  11. Na wierzch puddingu wyłożyć resztę musu lub dżemu z brzoskwiń i po kilkanaście borówek.
  12. Pudding odstawić do schłodzenia, a potem wstawić na ok. 3 godziny do lodówki.
  13. Na ok. kwadrans przed podaniem wyjąć pudding z lodówki.




O książce pt. "Zapisane w wodzie" Pauli Hawkins przypomniała mi magdalenardo na jednym ze swoich kolorowych, książkowych dywanów w zaproszeniu do sierpniowego wyzwania akcji "Gra kolorów" (dziękuję 😊).

W miasteczku Beckford w miejscu zwanym Topieliskiem ginie w wodzie kolejna kobieta. Tym razem to Nell Abbott, matka nastoletniej Leny. Identyfikacją zwłok kobiety i opieką nad nieletnią ma się zająć młodsza siostra Nel, Jules. Jules nie utrzymywała kontaktu z siostrą od długiego czasu, choć Nel dzwoniła do niej czasami i zostawiała wiadomości na sekretarce.
Sprawą śmierci Nel zajmuje się para detektywów: miejscowy Sean oraz Erin, przyjezdna i nieznającą małomiasteczkowej społeczności.
Mieszkańcy miasteczka są podzieleni w opiniach co do śmierci Nel. Jedni uważają, że popełniła samobójstwo, inni - że było to zabójstwo. Nel miała obsesję na punkcie Topieliska i kolejnych jego ofiar. Nie dość, że zamontowała na skale kamery (niestety niedziałające w momencie śmierci Nel), to jeszcze pisała o tym książkę. Być może komuś się to nie spodobało...
W czasie śledztwa wychodzą różne zapomniane czy zatajone "grzeszki" mieszkańców.

Podczas lektury książki "Zapisane w wodzie" trudno nie porównywać jej z "Dziewczyną z pociągu". Podobnie do wcześniejszej swojej książki i tutaj akcja przenosi się z teraźniejszości do przeszłości. Dużo tu wspomnień Jules ze swojego dzieciństwa i odwołań do wydarzenia, które spowodowało osłabienie kontaktów sióstr.
Akcja książki jest dynamicznie przedstawiona i trzyma w napięciu do ostatniego słowa. Ostrzegano mnie, żebym pod żadnym pozorem nie zaglądała na koniec, bo na pewno mnie zaskoczy. Cóż, od pewnego momentu miałam swoje podejrzenia i nie odbiegły one od tego, co przewidziała Autorka.

Paula Hawkins w bardzo autentyczny sposób przedstawiła w tej książce różne ludzkie instynkty, które kierują ich życiem i wpływają na podejmowane decyzje. Bardzo mocno zagrała na moich emocjach. A to lubię w tego typu literaturze.
Z niecierpliwością czekam na kolejne książki tej Autorki.


niebieski
kropka



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Chętnie poznam Twoje zdanie na temat tego wpisu lub przepisu. Zostawisz kilka słów w komentarzu?
Dziękuję, również za lajki na fb oraz serduszka na Instagramie :-)
Komentarze z lokowaniem produktów nie będą publikowane.